Polityczny żółtodziób w sutannie udowodnił w 1920 roku, że swój deficyt można przekuć w nadrzędne prawo moralne. Casus do dogłębnego studiowania przez zainteresowanych w 2023 roku.
„Potrzebuję dobrych dyplomatów, nie męczenników. Wracaj do Watykanu” – telegram takiej treści wysłał do swojego nuncjusza w Warszawie na wskroś politycznie aktywny papież Benedykt XV. Istotnie, arcybiskup Achille Ratti w sierpniu 1920 roku, kiedy nawałnica bolszewicka zbliżała się do Warszawy, postanowił pozostać w polskiej stolicy. Inaczej niż ambasadorowie tych krajów, z którymi ledwo odrodzona II Rzeczpospolita nawiązała stosunki dyplomatyczne. Ale Ratti nie posłuchał papieskiego wezwania. Pozostał w Warszawie. Uznał, że jako reprezentant prawa moralnego ma obowiązek umacniania i podnoszenia ducha obrońców polskiej stolicy. Jego postawa znalazła uznanie nie tylko w oczach mieszkańców Warszawy. Po odparciu bolszewickiego ataku na pierwszym posiedzeniu sejmu 24 września 1920 roku premier Wincenty Witos publicznie wyraził wdzięczność Stolicy Apostolskiej i samemu nuncjuszowi za moralne wsparcie w dniach najwyższego zagrożenia.
Czym kierował się Ratti? Moralnym przeświadczeniem, nie politycznymi względami. Dopiero zdobywał pierwsze szlify polityczne. Do Warszawy trafił jeszcze, kiedy lwia część ziem polskich znajdowała się pod okupacją niemiecką. Losy kraju decydowały się w Berlinie. To kanclerz Rzeszy niemieckiej Georg von Hertling wynegocjował przyjazd papieskiego wysłannika do okupowanej po przepędzeniu Rosjan Warszawy (1915). Warszawski arcybiskup Aleksander Kakowski w sprawie uruchomienia nuncjatury był zaledwie informowany, nawet nie konsultowany. To w Berlinie wykluwał się plan utworzenia niepodległego polskiego państwa, sprzymierzonego z cesarstwem niemieckim, choć ograniczonego jedynie do ziem byłego zaboru rosyjskiego. Bez Poznania, Wrocławia i Katowic. To dlatego też Ratti w drodze do Warszawy zatrzymał się w Berlinie na rozmowy z kanclerzem Hertlingiem. Obydwaj znali się zresztą prywatnie z okresu, kiedy jeden i drugi przeprowadzał studia archiwalne w Bibliotece Ambrozjańskiej w Mediolanie.
Bo Achille Ratti, nim trafił do Warszawy, zarządzał tamtejszą naukową biblioteką, a potem watykańską. Naukowiec dotychczasowe życie spędził przy biurku, względnie między zakurzonymi aktami i książkami. Choć jak na człowieka nauki swoje życie urozmaicał nietypowo – wspinał się po Alpach. Należał do mediolańskiego klubu wysokogórskiego. I oczywiście jako człowiek pióra własne impresje alpejskie zamieszczał regularnie w klubowym biuletynie. Jako pierwszy wszedł od południowej strony na szczyt Monte Rosa. Od tej pory szlak nosi nazwę Via Ratti.
Czym kierował się papież Benedykt XV i jego sekretarz stanu kardynał Pietro Gasparri, wysyłając nieopierzonego politycznie naukowca do Warszawy, tak naprawdę wymyka się historycznemu rozpoznaniu. Poza znajomością języka niemieckiego nie dysponował Ratti doświadczeniem na arenie dyplomatycznej, a już zupełnie nieobeznany był z zagadnieniami polskimi. Owszem, powierzona mu od czerwca 1918 roku misja miała charakter ściśle kościelny, nie polityczny. Ale już kilka miesięcy później, kiedy cesarstwo niemieckie przegrało wojnę na froncie zachodnim, w Berlinie cesarz Wilhelm II abdykował, a w Polsce jak kostki domina posypało się panowanie niemieckie, misja przybrała dla Watykanu polityczny charakter. Już choćby ze względu na większościową przynależność mieszkańców nowo powstałego państwa do religii katolickiej. Nieprzypadkowo odzyskanie niepodległości przez Polskę (11.11.1918) spowodowało, że Kuria Rzymska podniosła status papieskiego wysłannika z rangi „wizytatora apostolskiego” do „nuncjusza”. W nowej roli Ratti starał się priorytetowo kruszyć kopię o dwie kwestie: przyznania religii katolickiej charakteru religii państwowej i zapewnienie pomocy dla Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Szybko jednak zaiskrzyło na linii nuncjusz – polski episkopat. Włoch został bowiem Wysokim Komisarzem Kościelnym dla terenów, które obejmowały obszar plebiscytu na Górnym Śląsku, w Prusach Wschodnich i na Warmii i Mazurach. Plebiscyt miał rozstrzygnąć o przynależności terytorialnej tych ziem do Polski lub procesarskich, republikańskich Niemiec. W istocie jednak nuncjusz posiadał od watykańskiego sekretariatu stanu tak skromne uprawnienia, że był skazany na całkowitą bezczynność. Zresztą kardynał Gasparri stale instruował go, by mówił i działał najmniej jak to możliwe. Ratti, o ile się w ogóle angażował, to silnie identyfikując się z polską racją stanu. Przestrzegał Gasparriego, by w Rzymie weryfikowano informacje w sprawie plebiscytu, jakie nadsyłał tam niemiecki kardynał Adolf Bertram, ponieważ są wybiórcze i spreparowane. Kiedy jednak Ratti wydał dekret zabraniający duchowieństwu włączania się do agitacji przed plebiscytem, w Warszawie zawrzało. W sejmie domagano się zerwania relacji z Watykanem i usunięcia nuncjusza. Negatywne o nim opinie silnie wpłynęły na jego wizerunek w polskim społeczeństwie.
Najbardziej ucierał mu nosa krakowski arcybiskup Adam Sapiecha. Przedstawicielowi papieża odmówił prawa do mieszania się w polskie sprawy. Na czym bardziej niż odmienne poglądy zaważyła silna świadomość stanowa arystokraty. Nie dostrzegł Sapiecha w Rattim papieskiego wysłannika, który stał znacznie wyżej od niego w kościelnej hierarchii. Jako herbowy zacnego rodu widział we Włochu syna fabrykanta przędzalni jedwabiu. I najbardziej ze wszystkich polskich biskupów przyłożył rękę od odwołania Rattiego z Warszawy.
Jak jednak nawet na „bożych ścieżkach” los bywa przewrotny i kapryśny, udowodniły kolejne dwa lata. Papież „wylotkę” z Polski osłodził Rattiemu kapeluszem kardynalskim i prestiżową stolicą arcybiskupią w Mediolanie. Innymi słowy, „kopniak w górę” zawiódł Rattiego po rychłej śmierci Benedykta XV na najbliższe konklawe (1922), gdzie świeżo upieczonego kardynała wybrano Głową Kościoła. Że on również w tej roli był jedynie z krwi i kości „tylko” człowiekiem, dał dowód w postaci konsekwentnego pomijania swojego adwersarza z okresu polskiego przy kreacjach kardynalskich. Krakowski arcybiskup purpury od papieża Rattiego (Piusa XI) się nie doczekał. Otrzymał ją dopiero od następcy, Piusa XII.
Okoliczność pozostania apostolskiego nuncjusza w Warszawie podczas bolszewickiej nawałnicy – wbrew politycznej logice – dość prowokacyjnie dowodzi, jak kierujący się wyłącznie moralnymi względami kościelny hierarcha sytuuje się bliżej „prawdy” i „dobra” niż wtedy, kiedy jego ruchy inspirują polityczno-kościelne dyplomatyczne manewry. Aktualne w 2023 roku. Może nawet jeszcze bardziej.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.