Królowa Elżbieta II nie przybierała jednak posągowej pozy swojej imienniczki Elżbiety I, nie wzbudzała lęku jak caryca Elżbieta Piotrowna i nie wtrącała się do rządów jak Elżbieta Habsburżanka. Choć zawsze była piękną kobietą, nie kusiła mężczyzn jak Kleopatra. Nie miała apetytu na władzę jak Katarzyna Wielka, nie była naiwna jak Maria Antonina czy uległa jak Anna Boleyn. Nie kryła się też w cieniu męża jak Józefina. Pod każdym względem zbudowała swój własny, autentyczny, urokliwie zachowawczy, a jednocześnie otwarty na zmiany kulturowe wizerunek dobrej monarchini. I tak zapewne zostanie zapamiętana – jako Elżbieta Dobra.
Czasy jej panowania przejdą jednak do historii jako epoka powolnej dezintegracji imperium tworzonego od XVI stulecia. Po czterech wiekach mocarstwowości Anglia, a później cała Wielka Brytania, znowu wraca do swojej wyspiarskiej, nieco peryferyjnej roli wśród państw świata. Początkiem końca imperium brytyjskiego była już bez wątpienia I wojna światowa. Paradoksalnie ceną za zwycięstwo nad Niemcami stała się powolna akceptacja ze strony Londynu aspiracji niepodległościowych ludów kolonialnych, które przybyły do Europy z pomocą koronie brytyjskiej.
W 1931 r., kiedy Elżbieta Aleksandra Maria Windsor miała 5 lat i nic nie wskazywało, że kiedyś zostanie królową, w pałacu westminsterskim podpisano statut, na mocy którego niektóre dominia imperium brytyjskiego, w tym m.in.: Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Związek Południowej Afryki i Wolne Państwo Irlandzkie, zostały uznane za równe podmioty państwowe z Wielką Brytanią. Jednolite imperium zastąpiła Wspólnota Narodów Brytyjskich (British Commonwealth), narodów, które w przyszłości mogły podjąć decyzję o całkowitej suwerenności. W 1949 r. ta międzynarodowa organizacja zmieniła nazwę na Wspólnotę Narodów (Commonwealth of Nations), której głową jest brytyjski monarcha. Nie zmienia to faktu, że za panowania Elżbiety II Wspólnota Narodów stała się jedynie instytucją czysto symboliczną. Organizacja nie posiada żadnych organów międzynarodowych, nie ma formalnej konstytucji ani regulaminu. Jej członkowie nie posiadają żadnych wzajemnych zobowiązań, a ich spotkania z udziałem Elżbiety II, a obecnie króla Karola III mają jedynie protokolarny charakter. Jako głowa Wspólnoty Narodów królowa Elżbieta II nie miała żadnych prerogatyw wykonawczych. Pełniła raczej rolę przewodniczącej elitarnego klubu przywódców państw, które niegdyś wchodziły w skład imperium brytyjskiego. Sama Elżbieta II była głową aż 16 państw wchodzących w skład tej organizacji.
Królowa Elżbieta II cieszyła się nieustannym, a nawet rosnącym w miarę lat szacunkiem swoich poddanych w tych wszystkich 16 państwach. Z rewerencją wyrażali się o niej nawet przeciwnicy monarchii. Zarówno rojaliści, jak i republikanie uważali jednomyślnie, że przez 67 lat swojego panowania niezwykle godnie reprezentowała ich państwa, zawsze stosując się do zasady, że monarcha panuje, ale nie rządzi. Jej Wysokość nigdy nie wtrącała się do polityki, nie naciskała na jakiekolwiek rozwiązania ustrojowe czy administracyjne, nie wpływała na przebieg wyborów czy referendów. Mając bez wątpienia własne, głęboko przemyślane poglądy zachowała krystaliczną apolityczność, czyniąc z monarchii instytucję dosłownie nieskazitelną.
Godne podziwu jest także jej życie prywatne i rodzinne. Choć zdarzało się nieraz, że dookoła szalał sztorm, jej królewski okręt niezachwianie płynął ku bezpiecznym portom. Mimo skandali i problemów, które targały jej rodziną, ona sama, a także jej dostojny małżonek zachowali godną najwyższego uznania nieskazitelność. Królowa nigdy nie była uwikłana w skandale, afery czy jakiekolwiek podejrzenia natury obyczajowej. Jako głowa Kościoła Anglii zachowała nienaganną obyczajowość. W dobie kryzysu małżeństw i rodzin na całym świecie jej własne małżeństwo z księciem Edynburga Filipem było wzorem moralności i pięknej, nieprzemijającej wierności.
I to te cechy stały się sygnaturą jej panowania. Bo choć imperium się rozpadło, a Zjednoczonemu Królestwu grozi teraz dezintegracja będąca potencjalnym skutkiem brexitu, to właśnie monarchia okazała się tym ostatnim spoiwem, które może uratować jedność Brytyjczyków.