17 stycznia tego roku ambasador Rosji tradycyjnie, jak co roku, złożył w imieniu swojego narodu kwiaty na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Warszawie. Wielu z nas było tym gestem słusznie oburzonych. Jak bowiem można oddawać hołd „wyzwolicielom”, kiedy hańbi się pokój i prawo międzynarodowe w Ukrainie? To zwykły kabotynizm i hucpa.
Ale czy krytyka takich ludzi jak Siergiej Andriejew i państwa, które on reprezentuje, pozwala nam zapomnieć o milionach czerwonoarmistów i żołnierzy 1. Armii Wojska Polskiego poległych na naszej ziemi?
77 lat temu oddziały 1. Frontu Białoruskiego wkroczyły do Warszawy. Wraz z Armią Czerwoną do zburzonej stolicy weszli także żołnierze 1. Armii Wojska Polskiego. Niektórzy nazywają to wydarzenie wyzwoleniem stolicy, inni początkiem kolejnej okupacji. Kto w tym sporze ma rację?
17 stycznia ambasador Rosji tradycyjnie złożył kwiaty na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Warszawie. Wielu z nas było tym gestem oburzonych. Ja jestem ostrożny w potępianiu.
Choć wielu żołnierzy 1. Armii Wojska Polskiego pochodziło z Warszawy, nikt z nich 17 stycznia 1945 r. nie cieszył się z powrotu do domu. Miasto było bowiem jednym wielkim cmentarzyskiem. Domu już nie było. Niektórzy żołnierze płakali, inni byli zdruzgotani. Szli po gruzach ulicy Marszałkowskiej i dusili się od płaczu. Niektórzy odbiegali od kolumny, by zajrzeć do tlących się zgliszczy domów, w których przed wojną spędzili dzieciństwo.
Ale nawet w tym morzu ruin ciągle tliło się życie. Już 17 stycznia pojawili się pierwsi nieliczni cywile, którzy przez trzy miesiące ukrywali się w piwnicach zburzonych domów. Taka była natura przedwojennych warszawiaków, ludzi jedynych w swoim rodzaju – nieugiętych, nieustępliwych i niepokonanych. Przez 50 lat po wojnie 17 stycznia był obchodzony jako dzień wyzwolenia polskiej stolicy. Obecnie zaczął być wyrzucany z pamięci narodowej. Niektórzy zaczęli go nawet nazywać pierwszym dniem „IV rozbioru Polski". Oba spojrzenia są skrajnym wypaczeniem. Każde miasto tworzą jego mieszkańcy, ale też budynki, infrastruktura. W Warszawie niemal nie było ludzi ani domów. Nie było już kogo ani czego wyzwalać. Czy można zatem powiedzieć, że 17 stycznia jest w polskim kalendarium historycznym dniem oswobodzenia stolicy z niemieckiej niewoli? Wszystko zależy od naszej interpretacji.
Ciekawe, która z tych skrajnych opinii przeważyłaby wśród tych nielicznych Robinsonów stolicy, którzy na przekór Hitlerowi przeżyli wśród ruin swoich domów? Nie powinniśmy zapominać, że na wieść o wybuchu powstania w Warszawie Adolf Hitler rozkazał Reichsführerowi SS Heinrichowi Himmlerowi oraz szefowi sztabu generalnego Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (OKH) gen. Heinzowi Guderianowi zrównać Warszawę z ziemią i wymordować wszystkich jej mieszkańców. Wyznaczony do tego celu Obergruppenführer SS Erich von dem Bach-Zelewski otrzymał rozkaz Führera: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy". Realizacja tego apokaliptycznego scenariusza rozpoczęła się już 5–7 sierpnia 1944 r., kiedy oddziały SS zamordowały ok. 65 tys. mieszkańców Woli. Była to największa jednorazowa zbrodnia na ludności cywilnej w czasie II wojny światowej. Niemcy próbują dzisiaj relatywizować tę zbrodnię, porównując ją do tragedii mieszkańców zbombardowanego Drezna.
To skrajnie bezczelne nadużycie. Sporządzony 20 grudnia 1944 r. ściśle tajny raport końcowy (Schlussbericht) gubernatora dystryktu warszawskiego dr. Friedricha Gollerta opisuje deportację ponad pół miliona mieszkańców polskiej stolicy, a liczbę ofiar wśród ludności cywilnej szacuje na 200 tys. osób. Od 3 października 1944 r. do 16 stycznia 1945 r. specjalne brygady niemieckie zniszczyły 45 proc. budynków stolicy, w tym 72 proc. obiektów mieszkalnych. W akcie najwyższego barbarzyństwa niemieckie hordy wysadziły w powietrze Zamek Królewski w Warszawie, a także Pałac Saski. Podobny los spotkał 25 kościołów, niemal wszystkie szkoły, uczelnie i szpitale. 90 tys. Polaków wysłano do pracy niewolniczej w Niemczech, a 60 tys. osadzono w obozach koncentracyjnych. Warszawa praktycznie przestała istnieć.
Czy w takich okolicznościach ktokolwiek z tych, co przeżyli, traktował wkroczenie 1. Armii Wojska Polskiego i 1. Frontu Białoruskiego jako inną formę okupacji? Czy można było w jakikolwiek sposób porównać to, co robili Niemcy, do tego, co przyniosły rosyjskie bagnety? Wyzwolenie Warszawy było okupione śmiercią wielu polskich i sowieckich żołnierzy. Nie możemy odmówić im bohaterstwa i poświęcenia w walce z naszym największym ciemiężcą.
12 stycznia 1945 r. Armia Czerwona przystąpiła do wielkiej ofensywy, której nadano kryptonim operacji wiślańsko-odrzańskiej. 61. Armia 1. Frontu Białoruskiego ruszyła z natarciem w kierunku Warszawy z przyczółka warecko-magnuszewskiego. Od strony Modlina na stolicę uderzyła 47. Armia 1. Frontu Białoruskiego, zamykając 9. Armię niemiecką w kotle warszawskim. 1. Armia Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Stanisława Popławskiego skierowała swoje uderzenie bezpośrednio na Warszawę. 17 stycznia nad ranem sześć dywizji piechoty wkroczyło z różnych kierunków na przedmieścia zburzonego miasta. Niemieckie siły osłonowe broniły się sporadycznie w niektórych punktach stolicy. Do największej wymiany ognia doszło w Cytadeli i na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu. O godzinie 15.00 Warszawa była „wyzwolona" od Niemców. Dwa dni później w uprzątniętych z gruzów Alejach Jerozolimskich, naprzeciwko hotelu Polonia, w dziwnej scenerii wymarłego miasta ustawiono trybunę honorową, na którą weszli ludzie, których warszawiacy nie znali: sowiecki marszałek Gieorgij Żukow i cała plejada polskich zdrajców, sługusów Stalina: Bolesław Bierut, Edward Osóbka-Morawski, Władysław Gomułka, Michał Rola-Żymierski i Stanisław Popławski. Defilada oddziałów 1. Armii Wojska Polskiego rozpoczynała nowy rozdział w dziejach Polski. Wszyscy zastanawiali się nad znaczeniem słowa „wyzwolenie".
Jak dzisiaj traktować wkroczenie Armii Czerwonej i przepędzanie Niemców z polskich miast, miasteczek i wsi? A co z zajęciem niemieckich obozów zagłady? Czy też nie było „wyzwoleniem", jak twierdzą niektórzy? Takich przedsionków piekła Niemcy z charakterystyczną dla siebie precyzją zbudowali w okupowanej Polsce wiele. To były miejsca, w których ludzie przestali być ludźmi, choć jednocześnie nie stali się w oczach oprawców nawet zwierzętami. W samej tylko III Rzeszy Niemieckiej powstało ok. 12 tys. obozów koncentracyjnych i ich oddziałów. Uważam, że Armia Czerwona je wyzwoliła. To słowo jest tu właściwe. I tym ludziom i olbrzymiej ofierze z ich życia złożonej za wolność Europy od hitleryzmu należy się hołd i szacunek. Ich wysiłek został pohańbiony w kazamatach NKWD i SB. Warto dzisiaj przyjrzeć się biografiom katów. Wiele tam znajomych nazwisk. Wielu neofitów i nawróconych…
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.