Algieria

Wojna o niepodległość Algierii

Kiedy Francja utraciła Indochiny, także w podzielonej i dalekiej od równości społecznej Algierii, wybuchła w 1954 r wojna o niepodległość. Radykalne ugrupowanie Front Wyzwolenia Narodowego (FLN), inspirowane przez egipskiego przywódcę Gamala Abdela Nasera, wytoczyło najcięższe działa do walki z kolonialną Francją.

Alain Dubuy
Foto: Bundesarchiv, B 145 Bild-F015892-0010 / Ludwig Wegmann / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 DE, via Wikimedia Commons

Walki były prowadzone przez zbrojne ramię FLN – Narodową Armię Wyzwoleńczą (ALN), złożoną z partyzantów. Zaczęły się 1 listopada 1954 r. i miały na celu ciągłe nękanie, by doprowadzić do destabilizacji Francji, a w konsekwencji do opuszczania Algierii przez Francuzów. Ponad 30 równoczesnych zamachów na koszary wojskowe, budynki policyjne i administracyjne przyniosło setki ofiar wśród cywilów i żołnierzy. Dziesięć dni później ówczesny minister spraw wewnętrznych François Mitterrand zadeklarował w Algierze, że Francja nie wycofa się z Algierii, nie podejmie negocjacji z buntownikami, a jedyną odpowiedzią będzie wojna. Nastąpiło zaostrzenie napięć.

W marcu 1956 r. za zgodą francuskiego parlamentu rząd wysłał do Algierii armię. Nawet komuniści, którzy popierali wcześniej wyzwoleńcze ruchy algierskie, zgadzali się, aby dać armii specjalne uprawnienia, porównywalne dziś ze stanem wyjątkowym. O ile w Indochinach walczyli tylko zawodowi żołnierze, o tyle w Algierii zaangażowano do walki poborowych, przedłużając im z 18 do 27 miesięcy obowiązkową służbę wojskową. Mobilizacja młodych poborowych w znacznym stopniu przyczyniła się do zmiany nastawienia opinii publicznej. Coraz częściej żądano wycofania się Francji z Algierii. Prawie każda francuska rodzina miała w swoim gronie młodych żołnierzy wysłanych na wojnę. Nieznośne stało się dla nich marginalizowanie wydarzeń wojennych, które relacjonowała kontrolowana przez władzę prasa. Pacyfiści zatrzymywali pociągi pełne żołnierzy jadących do Marsylii. W 1959 r., w najgorętszym momencie konfliktu, w Algierii było 750 tys. francuskich żołnierzy. Nie wszyscy walczyli, część pracowała jako sanitariusze lub nauczyciele, ale wszyscy żyli w warunkach zagrażających życiu. Na marginesie – moja mama bardzo się bała, że mój starszy brat zostanie powołany do wojska (szczęśliwie tak się nie stało, skończył 20 lat trzy miesiące po zakończeniu wojny).

Po ośmiu latach wojny, kiedy przemoc i okrucieństwo dominowały po każdej stronie barykady, pogrążona w chaosie Algieria zaczęła liczyć swoje straty w ludziach, a Francja przychylać się do nieuchronnego rozwiązania konfliktu, jakim było odzyskanie niepodległości przez Algierię. Zresztą inne potęgi kolonialne borykały się w tamtym czasie z podobnymi problemami. Na arenie międzynarodowej nie rozumiano, dlaczego Francja, która razem z Beneluksem, Niemcami i Włochami zaczęła tworzyć „nową Europę”, kurczowo trzymała się Algierii. Jeszcze 4 czerwca 1958 r. generał de Gaulle jako nowy szef rządu obiecywał Francuzom z Algierii, że kraj ten zawsze będzie częścią Francji. Jakież było więc rozczarowanie, kiedy już jako prezydent Francji podpisał w marcu 1962 r. tzw. porozumienia z Evian, które definitywnie kończyły wojnę i otwierały drogę do niepodległości Algierii (oficjalne odzyskanie niepodległości nastąpiło niedługo później w wyniku referendum z 1 lipca 1962 r.). Dla Francuzów z Algierii porozumienia z Evian były katastrofalne. Tymczasowy rząd Republiki Algierii nie był w stanie powstrzymać aktów przemocy, do których dochodziło codziennie. Życie stało się tam bardzo niebezpieczne. Jak bardzo, niech świadczy powiedzenie z tamtego okresu: „wybór jest między walizką a trumną”. Po strzelaninie na ulicy Isly w Algierze 26 marca 196 r., gdy żołnierze francuscy otworzyli ogień do tłumu; po masakrze w Oranie 5 lipca 1962 r., do której doszło zaledwie cztery dni po oficjalnym ogłoszeniu niepodległości, stało się jasne, że armia francuska nie chroni już swoich obywateli i wyjazd z Algierii do Francji jest jedynym wyjściem. Bilans strat wojennych był przerażający. Spośród setek tysięcy francuskich żołnierzy, który walczyli w Algierii, 30 tys. znalazło tam śmierć. Zginęło także 6 tys. francuskich cywilów. Po stronie algierskiej dane są jeszcze straszniejsze: zginęło co najmniej 400 tys. cywilów, w tym 60 tys. Algierczyków frankofilów, którzy zostali bezdusznie zabici przez partyzantów z ALN.

Francuzi wracają do metropolii

Poprosiłem o świadectwo z tamtych lat panią Gril, naszą sąsiadkę z klatki schodowej, dzisiaj już starszą panią. Pani Gril, wówczas nauczycielka, żyła wraz z mężem geometrą i małym dzieckiem w europejskiej dzielnicy Oranu. Mieszkał tam także jej brat, który w lipcu 1962 r. zaginął bez wieści, zostawiając młodą żonę, która czekała tam jeszcze dwa lata w nadziei, że wróci. Wsiadając w październiku 1962 r. na statek do Francji i opuszczając na zawsze Algierię, „ich kraj”, gdzie ich rodziny żyły od czterech pokoleń, państwo Gril czuli się wręcz jak uchodźcy. Kiedy statek przybił do brzegów Francji w okolicach Perpignan, czekało ich miłe zaskoczenie: całe ich mienie przesiedleńcze ocalało. Nie było to aż tak oczywiste, bo komunistyczni dokerzy z portów w Marsylii często wyrzucali do wody cały dobytek przybywających do ojczyzny rodaków. Partia komunistyczna we Francji miała wtedy ok. 20 proc. wyborców, ludzi, którzy uważali Francuzów z Algierii za wyzyskiwaczy biednych Arabów. Uważali, że wygnanie ich z Algierii było słuszne, a współczucie dla nich było im obce.

Przybywający do metropolii Francuzi nie czuli się więc mile widziani. Władze też nie stanęły na wysokości zadania – nie było wystarczająco dużo miejsc do zakwaterowania ani środków transportu. W Marsylii byli często witani w porcie nieprzyjaznymi hasłami, musieli płacić fortunę za wynajęcie mieszkanka bez wygód lub pokoju hotelowego. Metropolia, która kilka lat temu bez większych problemów wchłonęła powracających z Indochin, Maroka czy Tunezji, była co najmniej zaskoczona rozmiarami tego exodusu. Między majem a sierpniem 1962 r., po długim wyczekiwaniu w palącym słońcu na statek czy samolot, do Francji dotarło ok. 600 tys. osób, w tym 100 tys. Żydów sefardyjskich (nimi życzliwie zajęła się społeczność żydowska) i ok. 50 tys. frankofilskich Algierczyków, którzy opuścili własną ojczyznę, wybierając Francję. Pani Gril miała to szczęście, że w Perpignan mieszkała jej dalsza rodzina, która udzieliła im pomocy w tych trudnych czasach.

Moja rodzina mieszkała w tamtym okresie niedaleko Lyonu, który był trzecim – po Marsylii i Paryżu – miastem, gdzie osiedlało się najwięcej Francuzów przybywających z Algierii. W mojej klasie w liceum było ich sześcioro. Zawsze trzymali się razem i nie zwierzali się nam ze swojej przeszłości, która była osnuta jakąś aurą tajemniczości. Widzieliśmy jednak, jak ciężko im było. Mówili nam tylko, że nostalgią, jaką odczuwają, nie da się dzielić z tymi, którzy nie przeżyli tych wydarzeń. Chętnie rozmawiali między sobą po arabsku, również z Algierczykami chodzącymi do naszej szkoły. Byli żywym przykładem tezy pani Gril, która od zawsze twierdziła, że w jej Algierii nie było rasizmu, że Europejczycy i Arabowie mogą świetnie się dogadywać i żyć razem bez problemów. W klasie maturalnej miałem nauczycielkę filozofii, która była Francuzką z Algierii. Doskonale znała świat muzułmański i pomogła nam lepiej go poznać i zrozumieć. Francuzi z Algierii otworzyli nas na bardziej różnorodny świat, wzbogacili nas kulturowo. Do dzisiaj mają we Francji swoich reprezentantów wśród pisarzy, dziennikarzy, aktorów. Są to często jednostki wybitne.


Przeczytaj też:

Francja: Kraj wielu kultur

Jeszcze w latach 70. Francuzi mieli bardzo tolerancyjny stosunek do imigrantów z Maghrebu i innych krajów afrykańskich. Powszechne było przekonanie, że imigracja nie tylko nie zagraża kulturze francuskiej, ale wręcz ją wzbogaca.

Algierska droga ku niepodległości

Przez ponad 130 lat Algieria była francuską kolonią. Odzyskała suwerenność po krwawej wojnie z lat 1954–1962, ale do dziś nie wszystkie rany się zabliźniły.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę