Serial "1899" - jak było naprawdę?

Co się stało z „Mary Celeste” równo przed 150 laty?

Generacja Netflixa już zaciera ręce, wchłaniając na sofie pierwsze odcinki nowego serialu z gatunku „mystery”. „1899”, jak brzmi serialowy tytuł, nb. spod ręki tych samych twórców, którzy widownię Netflixa wsadzili w fotele jedną z najciekawszych produkcji ostatnich lat – „Dark”, tym razem opowiada o fascynującej podróży potężnego parowca przez ocean. Co zapowiada katastrofę na głębinach bezkresnych akwenów. I rzeczone emocje na sofie, wywołane konfrontacją z pełnym grozy, tajemnym obliczem wodnych głębin.

Prof. Arkadiusz Stempin
Foto: Unconfirmed, possibly Honore Pellegrin (1800–c.1870). This speculative attribution is suggested in Paul Begg: Mary Celeste: The Greatest Mystery of the Sea. Longmans Education Ltd, Harlow (UK) 2007. Plate 2, Public domain, via Wikimedia

Skojarzenia z netflixową produkcją „Titanica”, ale i literaturą marynistyczną z poprzedniej lub z jeszcze wcześniejszej epoki analogowej, aż do powieści morskich z XIX wieku i Conan Doyle’a, twórcy Sherlocka-Holmesa, słusznie iskrzą w naszych połączeniach międzyneuronowych. Na osi czasu sekwencja chronologicznych asocjacji prowadzić powinna do punktu zero – cezury początkowej. Jej 150 rocznica wypadła 5 grudnia tego roku. To wtedy życie napisało scenariusz do niewyjaśnionej do dziś historii. Zagadka, co zdarzyło się na „Mary Celeste”, dwumasztowy frachtowiec wyniosła do rangi legendy, jak „latającego Holendra, „Mobby Dicka” czy potwora z Loch Ness, zapładniając kolejne umysły pisarzy, filmowców, a dziś i inżynierów od seriali. 

„Rankiem świeża bryza, horyzont ostry jak brzytwa; ciężko pokonujemy fale, ale wiatr traci na sile. W nocy, około drugiej, widziałem żaglowiec. Maszty w połowie opuszczone, on sam dryfował bezwładnie, zapewne potrzebował pomocy. (…) Odtelegrafujcie, jeśli jej potrzebujecie”. Tak zapisał kapitan Morehouse w dniu 4 grudnia 1872 roku. Jego żaglowiec „Dei Gratia” płynął z Nowego Yorku do Gibraltaru i znajdował się w połowie drogi między Azorami a wybrzeżem Portugalii. 1000 kilometrów od jej wybrzeża. Kapitan Morehouse wysłał sygnał ostrzegawczy w stronę nieznanego frachtowca, ale odpowiedziała mu głucha cisza.

„Z dwójką marynarzy podpłynąłem do niego, by wejść na jego pokład”, relacjonował  później pierwszy oficer „Dei Gratia” Oliver Deveau.  Jak się okazało, „Mary Celeste” cztery tygodnie wcześniej, 7 listopada, wypłynęła  z Nowego Jorku, biorąc kurs na Genuę. Na jej pokładzie znajdował się kapitan z żoną i dwuletnią córeczką oraz siedmiu członków załogi. Pod pokładem zalegiwało 1701 beczek z alkoholem. Kiedy Deveau wszedł na pokład 31-metrowej „Mary Celeste”, nie znalazł ani jednej żywej duszy. Ujrzał natomiast naderwane wiatrem dwa żagle i mokre kajuty. Ale ubrania załogi leżały w nich poskładane, tak samo jak ściereczki do czyszczenia butów, a nawet fajki”. Nienaruszone zapasy żywności wystarczyłyby na pół roku. Żaglowiec był w dobrym stanie. Brakowało jedynie łodzi ratunkowej. Ostatni zapis rejsu pochodził sprzed dziewięciu dni i określał położenie statku w pobliżu jednej z wysp azorskich; Około 750 kilometrów od miejsca spotkania z „Dei Gratia“.

Statki-widmo u progu ery industrialnej nie należały do rzadkości. Na oceanach nie dominowały jeszcze parowce, tylko żaglowce. Drewniane maszty łamały się na wzburzonym i wietrznym Atlantyku, pozbawiając jednostki sterowności i ich załogi skazując na śmierć na pokładzie. Ale „Mary Celeste“ nie nosiła śladów gwałtu morza,  zadając załodze „Dei Gratia“ zagadkę, a przede wszystkim obiecując niezły interes. Kto doholował opuszczony statek do macierzystego portu, mógł bowiem liczyć na gratyfikację od właściciela. „Ładunek wart jest 80 tysięcy dolarów, nie mówiąc już o wartości samego statku. Połowa przypadnie w udziale nam“, ekscytował się Deveau.

Załoga „Dei Gratia“ rozdzieliła się i, obsługując od Azorów obydwa statki, szczęśliwie pokonała tysiąc kilometrów po wodach Atlantyku,  docierając do Gibraltaru. Jego brytyjskie władze wszczęły tradycyjne dochodzenie, by „znaleźne” trafiło we właściwe ręce. W ten sposób na scenie wydarzeń pojawił się Frederick Solly Flood. Ten prawnik brytyjskiej korony w Gibraltarze wcześniej w Londynie wsławił się hazardem, co pozbawiło go majątku. I na tym skalnym pustkowiu wiódł raczej nędzny żywot. Ale teraz uznał, że trafiła mu się wyjątkowa gratka. Kazał przebadać cały statek. Jego ludzie znaleźli dziwne plamy na pokładzie, a w kajucie kapitańskiej stary miecz. Prawdopodobnie zbrudzony krwią, brzmiało podejrzenie Folly-Flooda. Bieg zdarzeń, jego zdaniem, musiał ułożyć się następująco: marynarze popili sobie, zamordowali kapitana, żonę, córkę i pierwszego oficera, po czym dali nogę ze statku, korzystając z pomocy innego.

Problem w tym, że plamy krwi okazały sie zwykłymi zabrudzeniami pokrytymi rdzą. Sprawę umorzono, załodze „Die Gratia“ wypłacono niewielką sumę, a „Mary Celeste” z nową załogą pożeglowała do Genui, by odstawić towar. Prasa po obu stronach Atlantyku rozdmuchała sprawę niewyjaśnionego incydentu na oceanie. Morderstwo, bunt na statku, oszustwo ubezpieczeniowe, brzmiały kolejne teorie wyjaśniające. Niektóre wręcz fantastyczne. Jak mówiące o obawie kapitana, który w obliczu wydobywających się pod wpływem ciepła oparów gazów z beczek nakazał opuścić żaglowiec. Albo teorie sugerujące porwanie załogi przez przybyszów z kosmosu lub potwory czy ośmiornice z morskich głębin. Oprócz fantasmagorycznych wyjaśnień pojawiali się też rzekomo cudownie ocaleni rozbitkowie. W latach 1920. marynarz Pemberton rozpowiadał, że kapitan frachtowca Briggs oszalał, dokonał na statku rzezi, a on, Pemberton, jako jedyny uciekł szaleńcowi  spod noża.

Przez kolejnych 12 lat  po zagadkowej podróży przez ocean „Mary Celeste“ kursowała po Atlantyku i 16-krotnie zmieniała właściciela. W styczniu 1885 roku przy świetnej pogodzie wpadła na rafę nieopodal Haiti i poszła na dno. Frachtowiec był ubezpieczony na wysoką sumę, ale na jego pokładzie znajdowały się bezwartościowe przedmioty. Oszustwo wyszło na jaw, pozbawiając majątku ostatniego właściciela.


Przeczytaj też:

Czarna flaga na Morzu Czarnym

Według Międzynarodowej Organizacji Morskiej IMO, w ukraińskich portach zablokowanych lub zajętych przez okupantów znajduje się ponad 80 statków zarejestrowanych w krajach trzecich. Po co ta blokada, właśnie się wyjaśniło: Agencja Reutera przekazała, że dwa statki pływające pod banderami Libe...

Jaka powinna być polska bandera

„Bandera jest chorągiew, pospolicie zawieszona na wierzchu wielkiego masztu, krojem, herbami i kolorami osobnemi różniąca się – tak dla rozeznania narodu, jako też dla dystynkcyji oficyjerów generałów wojska wodnego” (Franciszek Paprocki, „O sprawie rycerskiej lądowey y wodney w&nb...

Czy chciwość rodzi postęp?

„Trzy rzeczy przyczyniają się do rozwoju ludzkości: żyzna ziemia, pracowity lud i możliwość swobodnego przemieszczania ludzi i towarów z jednego miejsca do drugiego" – napisał w XIII wieku angielski franciszkanin Roger Bacon w eseju „O nieprzydatności magii". Ta diagnoza się nie zdezaktualizowała.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę