Tak zwana sztuczna inteligencja sieje coraz większy popłoch wśród artystów, szczególnie muzyków, ale też malarzy, a zwłaszcza projektantów komputerowych, choć na razie jeszcze się śmiejemy. Po gogolowsku? Z samych siebie?
Dystopie science-fiction przestają być wizjami naukowych fikcji, choć oczywiście nie spełniają się w stu procentach. Maszyny nie okazały się jeszcze Frankensteinem, który zbuntował się przeciwko otoczeniu i niszczy ludzi tam, gdzie się pojawi. Za wszystkim stoi, rzecz jasna, człowiek. Symbolicznie rzecz ujmując, to doktor Frankenstein, który, mając dobre lub złe intencje, wykreował potwora, jakiego zaczynamy się coraz bardziej bać.
Najgorsze są obecnie informacje z frontu fonograficznego. Kiedy w świecie euro-atlantyckim przeraża nas to, że każdego dnia trafia do sieci około stu tysięcy nowych nagrań – tak: pytanie, gdzie to pomieścić, jest zasadne! – z Azji dochodzą złe wieści, że tamtejsze platformy streamingowe zalewają produkcje wygenerowane przez informatyków oraz sztuczną inteligencję.
To się pewnie niedługo okaże, jednak sensacje w stylu „głos The Weeknda śpiewa jak Kanye West” będą coraz częstsze i minie z pewnością wiele czasu, zanim prawnicy największych koncernów fonograficznych spełnią swoje zapowiedzi o odcięciu bootów od oryginalnych nagrań, bo przecież by powstał falsyfikat, muszą być najpierw pobrane próbki. Muzyczny wirus musi się rozplenić, musi mieć swoje Wuhan.
Oczywiście od nas, słuchaczy, zależy, czy będziemy chcieli słuchać oryginału, autentyku. Czy będziemy szanować artystę, któremu płacimy w postaci tantiem za słuchanie jego nagrań z płyt czy ze streamingu. Inna sprawa, że wspomniani artyści doszli do wielkiej popularności, a i fortun, kopiując nagrania wcześniejszych gwiazd. Chodzi o próbki nagrań, czyli sample. Całkiem niedawno wypłynęła przecież informacja, że raperowi Puff Daddy opłacało się płacić Stingowi za „ukradziony” motyw „Every Breath You Take” dwa tysiące dolarów dziennie (opcja do końca życia), ponieważ – uprośćmy sprawę – sam nic oryginalnego poza „nawijaniem” na tle przeboju nie wymyślił, zaś na skorzystaniu z cudzego utworu ufundował swoją sławę. Zrobił do niej pierwszy krok.
Z tej perspektywy można powiedzieć, że nowe generacje muzyków okradają tych, którzy okradali wcześniej wcześniejszych. W końcu The Rolling Stones czy Led Zeppelin dopiero po procesach dopisywali bluesmanów do listy kompozytorów „swoich” hitów, które były reinterpretacjami bluesowych klasyków. Takie są uroki „muzyki mechanicznej”.
Zostawmy jednak muzyków, z początku najbardziej zagrożeni mieli być bowiem pisarze. Poszła już po środowisku wieść, że wystarczy wpisać do aplikacji rodzaj stylistyki oraz temat, zaś sztuczna inteligencja wypluje nam gotowe arcydzieło. Sprawdziłem tę możliwość, proponując maszynie napisanie coś w stylu Prousta. Otrzymałem zdanie: „Henio mieszka we wsi na wsi”. Naprawdę! Jednak oryginał lepszy.
Przy wszystkich tych wątpliwościach i obawach nutka nadziei pojawiła się, gdy przypomniałem sobie spektakle Łukasza Twarkowskiego, asystenta i ucznia Krystiana Lupy. W przedstawieniu „Rohtko” (nazwisko celowo zniekształcone) pojawił się motyw falsyfikatu dzieła wybitnego malarza tak dobrego, że nie rozpoznali go nawet najlepsi znawcy sztuki. Kopia trafiła na aukcję i cała sprawa wyszła na jaw z ogromnym opóźnieniem. Odpowiedź fachowców brzmiała: nie miejcie do nas pretensji, jeśli doznawaliście estetycznych uniesień przy kopii, to znaczy, że działa jak oryginał.
Pointę chciałbym dać jednak inną, by nie uwiarygodniać sztucznej inteligencji i jej dzieł. Najnowszym spektaklem Twarkowskiego są „Employees” w warszawskim Studio. Najkrócej rzecz ujmując, Twarkowski pokazuje wyprawę w kosmos ludzi oraz humanoidów. Ponieważ jest to przedstawienie raczej krytyczne wobec ludzi i ich zachowań, Twarkowski zafundował publiczności scenę, w której humanoidy żalą się, iż nie rozumieją, dlaczego ludzie kłamią. Żalą się również dlatego, że nie potrafią kłamstwa rozpoznać.
Proszę nie myśleć, że zmierzam tutaj do apologii kłamstwa. Wskazuję tylko sferę, gdzie w sprawdzaniu natury rzeczywistości, a więc także sztuki i jej wartości, ludzka inteligencja okazuje się – na razie – skuteczniejsza niż sztuczna.
Niech kto chce lub nie potrafi odróżnić oryginału od kopii, słucha komputerowej podróbki Kanye Westa, czyta Prousta w stylu „Henio na wsi we wsi”. A ja, śmiejąc się z tych komputerowych szalbierstw i głupot, będę starał się czerpać radość z oryginałów.
Wiem, wiem: dopóki je rozpoznam!
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.