Ochrona własności intelektualnej

Legalne źródła fundamentem nieśmiertelności sztuki

Przygnębiająca atmosfera obecnych czasów – niekończąca się pandemia, pogłębiający się kryzys klimatyczny i ekonomiczny oraz coraz bardziej niepewna przyszłość sprawiają, że do wielu ludzi szczególnie mocno przemawiają apokaliptyczne wizje zawarte w twórczości Zdzisława Beksińskiego. Czy to jest powód, dla którego coraz częściej dochodzi do kradzieży intelektualnej dzieł artysty?

Zofia Brzezińska
Foto: Zdzisław Beksiński (copyrights inherited by Muzeum Historyczne w Sanoku), CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Na początku roku z amerykańskiej platformy sprzedażowej Fine Art America usunięto kilka tysięcy produktów z cyfrowymi reprodukcjami dzieł Zdzisława Beksińskiego. Oferowano tam koszulki, torby, kubki czy akcesoria telefoniczne, na które nałożone zostały reprodukcje prac artysty. Tylko zdecydowana interwencja polskich prawników zatrzymała ten niecny proceder i doprowadziła do utylizacji trefnego towaru.

Nie znaczy to jednak, że problem został zażegnany. Przestępstwom kradzieży intelektualnej – i to nie tylko dzieł Beksińskiego – sprzyja rozwój różnego rodzaju tak modnych ostatnio platform sprzedażowych czy internetowych aukcji sztuki. Za ich pośrednictwem oferowane są falsyfikaty, oczywiście jako dzieła oryginalne. Nagminnie ma także miejsce proponowanie przedmiotów użytkowych, na które nakładane są reprodukcje najbardziej znanych i popularnych obrazów, rzecz jasna bez zgody uprawnionego podmiotu. Nie bez znaczenia pozostaje także wzrastająca popularność malarstwa Polaka. Wszystkie te aspekty sprawiają, że interwencji jest z tygodnia na tydzień coraz więcej. Aby jednak były one możliwe do przeprowadzenia, konieczne jest kontynuowanie stałej obserwacji rynku przez specjalistów i ścisłej ich współpracy z właścicielem praw.

Jakie zatem kroki należałoby przedsięwziąć, aby zniechęcić amatorów cudzej własności i uwolnić rzesze jurystów od konieczności kontynuowania tej mrówczej pracy przez następne 70 lat? Zgodnie bowiem z prawem obowiązującym na terenie Polski i całej Unii Europejskiej, tyle właśnie lat musi upłynąć od śmierci twórcy, aby wygasły jego majątkowe prawa do utworów. Polska droga do ustalenia tej granicy nie była prosta. Ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych wielokrotnie poddawano krytyce i nowelizowano od czasu, gdy weszła w życie w 1926 roku. Aktualna jej wersja funkcjonuje od 2000 roku. (Art. 36: „Z zastrzeżeniem wyjątków przewidzianych w ustawie, autorskie prawa majątkowe gasną z upływem lat siedemdziesięciu od śmierci twórcy”). Okres po śmierci autora liczony jest od ostatniego dnia roku kalendarzowego.

Zdzisław Beksiński zginął w tragicznych okolicznościach w roku 2005, a zatem nie ulega wątpliwości, iż jego spuścizna artystyczna będzie objęta ochroną jeszcze co najmniej do 2076 roku (o ile oczywiście w międzyczasie nie dojdzie do kolejnej nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych). Uprawnionym do praw autorskich do całej twórczości Beksińskiego jest, na mocy testamentu malarza, Muzeum Historyczne w Sanoku, które, pilnując swych interesów, rozpoczęło ściganie naruszeń.

Realizacji tego zadania podjęli się czuwający na straży interesów placówki prawnicy, którzy nie stronią od radykalnych działań. Nie ograniczają się tylko do zahamowania niepożądanego zjawiska, ale wszędzie tam, gdzie jest to możliwe i celowe, dążą do uzyskania finansowej rekompensaty od naruszyciela. W celu określenia finansowych roszczeń pomocne okazują się informacje o skali naruszenia, pozyskane m.in. za pośrednictwem platform sprzedażowych. Dobrą nauczką, w myśl zasady „chytry dwa razy traci”, jest to, że w przypadku naruszeń praw autorskich można żądać od naruszyciela dwukrotności opłaty licencyjnej, jaką ten musiałby uiścić, gdyby wystąpił o zgodę na komercyjne wykorzystanie utworów.

Dyrektor Muzeum Historycznego w Sanoku dr Jarosław Serafin podkreśla: „Zwalczanie nielegalnej działalności komercyjnej wykorzystującej twórczość Zdzisława Beksińskiego leży w sferze żywotnych interesów Muzeum Historycznego w Sanoku jako jedynego i wyłącznego spadkobiercy do jego dzieł. Niestety fakt ten wciąż bywa ignorowany, a stoi za tym niewiedza bądź zła wola w połączeniu z motywacjami finansowymi. Jednak podejmując nielegalną działalność z naruszeniem praw autorskich do twórczości Zdzisława Beksińskiego, należy liczyć się z poważnymi konsekwencjami”.

Z całą pewnością prawdziwi wielbiciele twórczości tego nietuzinkowego malarza nie powinni wzdragać się przed finansowym wsparciem jego spadkobiercy. Jeśli jednak czyjaś miłość do sztuki nie sięga kieszeni, to należy uzbroić się w cierpliwość. Autentyczny geniusz jest przecież ponadczasowy. Wielbiciele twórczości zmarłego w 1941 roku Tadeusza Boya-Żeleńskiego (którego popularność, dzięki jego nowoczesnym i feministycznym poglądom, wzrasta ostatnio, podobnie jak Beksińskiego) doczekali się udostępnienia jego dzieł w domenie publicznej dopiero w 2012 roku. Rzecz jasna, inaczej na tę kwestię zapatrują się ewentualni spadkobiercy artystów pragnący przedłużenia monopolu prawnoautorskiego. Dobrym przykładem jest tutaj historia amerykańskiej regulacji Copyright Term Extension Act z 1998 roku, znanej powszechnie jako „Prawo Myszki Miki”, uchwalonej na skutek stanowczych nacisków korporacji Walt Disney Company zaledwie na rok przed przejściem postaci kultowej myszy do domeny publicznej.

Koneserzy sztuki mogą jednak spać spokojnie. Aktualnie ustawodawca nie przewiduje nowelizacji przedmiotowej ustawy. Mało prawdopodobne jest zatem, by relatywnie długi okres 70 lat uległ jeszcze wydłużeniu. O ile przecież w barwnym i nieprzewidywalnym świecie sztuki wszystko, co narodzi się w głowie jej twórcy jest możliwe, o tyle życie przeciętnych, szarych obywateli toczy się w sztywnych, ustalonych bezwzględną i nienaruszalną literą prawa granicach.


Przeczytaj też:

Rodzina to więcej niż płeć

14 grudnia Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) orzekł, że rodzice tej samej płci i ich dzieci powinni być uznawani za rodzinę we wszystkich państwach członkowskich Unii Europejskiej.

Dzieci to nie zakładnicy partii

Ponure widmo ustawy Lex Czarnek, które wraz z początkiem stycznia znów zaczęło straszyć w Polsce, jest aktualnie najbardziej przerażającą zjawą w panteonie narodowych duchów.

Polacy jeżdżą szybko, bo mogą

Żadne podwyżki stawek mandatów nie poprawią bezpieczeństwa na polskich drogach. Powód jest prozaiczny. W zasadzie nikt nie ściga kierowców za przekraczanie prędkości.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę