Nowe obowiązki dla biegłych rewidentów

Państwo wściubia nos w prywatne interesy

Po co państwowej instytucji masowe pozyskiwanie raportów o sytuacji finansowej firm? Trudno się spodziewać, by za tym stała tylko chęć studiów nad stanem gospodarki.

Paweł Rochowicz
Foto: Adobe Express

Rząd po cichu przygotował projekt przepisów nakładających na biegłych rewidentów obowiązek składania do państwowej instytucji wszystkich dokumentów, jakie pozyskają i sami stworzą przy świadczeniu wszystkich swoich usług. W ten sposób dane o sytuacji finansowej ponad 40 tys. firm i organizacji społecznych podlegających obowiązkowemu audytowi znajda się w jednej państwowej bazie danych. Po co?

Badanie i zaufanie

Żeby zrozumieć kontekst, wyjaśnijmy najpierw sens pracy biegłego rewidenta, zwanego też audytorem. Otóż duże firmy, w tym banki i spółki giełdowe po to muszą się poddawać jego badaniu, by akcjonariusze czy właściciele mieli jasny obraz sytuacji ekonomicznej takiej firmy. A że czasem interesy takich firm bywają złożone, to i fachowca trzeba, żeby takiego przeglądu dokonał i wskazał ewentualne nieprawidłowości i ryzyka. Sami biegli rewidenci mawiają, że ich raporty są treściwymi i kompleksowymi opowieściami o danym przedsiębiorstwie i to pod różnymi kątami. To coś więcej niż suche rzędy liczb pokazujących przychody i koszty.

Oczywiście biegły rewident ma zawodowy obowiązek utrzymania w tajemnicy wszystkiego, czego się dowiedział podczas badania. Inaczej nikt by go nie dopuścił do wiedzy o stosowanych marżach, siatce kontrahentów, zamierzeniach inwestycyjnych czy szczegółach negocjacji z kluczowymi partnerami. Bo taka wiedza to łakomy kąsek dla konkurentów.

Już dziś Państwowa Agencja Nadzoru Audytowego (PANA), która ma obowiązek czuwać nad jakością audytu, może skontrolować pracę biegłego rewidenta i zażądać od niego dostarczenia dokumentów z badania. Jednak takie kontrole dotyczą mniej niż jednego procenta wszystkich zleceń, jakie dostają biegli rewidenci. Teraz Agencja ma dostać dokumenty z wszystkich badań.

Po co państwu taki almanach wiedzy? Oficjalne tłumaczenie PANA jest takie, że pojawiały się trudności z wydobyciem dokumentacji od firm audytorskich, które zakończyły działalność. Argumentem za gromadzeniem wszystkich wyników pracy audytorów w jednej bazie ma być też zapewnienie bezpieczeństwa tym danym.

Łakomy kąsek dla konkurencji

Wciąż jednak ze strony rządu nie padło wyjaśnienie, po co w jednym miejscu gromadzić tyle wiedzy o biznesie? Zwłaszcza że dokumentacja ta ma mieć formę elektroniczną, łatwą do prześledzenia przez algorytmy sztucznej inteligencji. Nietrudno sobie wyobrazić spryciarzy gotowych wydać spore pieniądze na hakerów, by dowiedzieć się co nieco o konkurencji. I to nie o jednej firmie, a przynajmniej o kilku naraz. Nietrudno sobie też wyobrazić hakerów, pracujących na co dzień na klawiaturach z cyrylicą, którzy mieliby bardzo sprecyzowane zainteresowania. Na przykład co do raportów biegłych rewidentów o polskiej zbrojeniówce czy firmach energetycznych.

Nawet bez udziału hakerów niektórzy politycy z rządzącej ekipy będą chcieli poznać kompleksowe raporty biznesowe konkretnych firm. Na przykład tych, które prowadzą stacje telewizyjne czy są wydawcami prasy krytycznej wobec rządu. A przecież PANA musi udostępniać posiadane dane od audytorów wielu instytucjom. Na przykład Prokuratorowi Generalnemu. Czy szanowni Czytelnicy pamiętają, kto obecnie sprawuje tę funkcję? Czy to aby na pewno nie jest osoba zaangażowana politycznie?

Nie pierwsza to w ostatnich miesiącach próba stworzenia przepisów, które pozwalają państwowym organom na wtykanie nosa w nie swój biznes. Nie tak dawno w tym miejscu przybliżałem czytelnikom niektóre przepisy ustawy o komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów. Przypomnę tylko, że ma ona (przynajmniej teoretycznie, bo jeszcze nie powstała) możliwość, oprócz ścigania domniemanych szpiegów, także żądania od dowolnej firmy wydania dokumentacji takiej, jaka uzna za stosowną. I to bez żadnych ograniczeń kontrolnych ani gwarancji zachowania tajemnicy.

Oczywiście owa Komisja ma co do zasady służyć zupełnie innym celom niż gromadzenie wiedzy biznesowej. Jednak pewne podobieństwo do projektowanych uprawnień PANA da się zauważyć. Po prostu państwo chce coraz ściślej kontrolować biznes. Dalekie to od gospodarczej wolności. A przecież historia dowodzi, że ludziom najlepiej się żyje tam, gdzie panuje demokracja, a państwo nie za wiele miesza się do gospodarki. Niestety, najwyraźniej nasze władze już na to nie zwracają uwagi.


Przeczytaj też:

Pierwszego miliona nie trzeba ukraść?

Opozycja znowu czepia się prawicy, że doi kraj, jak tylko może. Błędne rozumowanie. Przecież to ciężka, stosownie wynagradzana praca dla dobra państwa. Państwa PiS oczywiście.

Lex Tusk i prywatne wojenki

Komisję badającą rosyjskie wpływy będzie można wykorzystać do różnych porachunków, nawet niezwiązanych z Rosją. Jeśli jakaś firma podpadnie rządzącym – komisja będzie mogła się nią zająć.

Kłamstwo o niskich podatkach

Rząd chwali się, że obniża podatki, bo właśnie zwraca podatnikom 20 mld zł w ramach rozliczeń PIT. Ale to raczej dowód na to, że rząd zaciągnął darmowy kredyt u swoich obywateli.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę