Wśród pierwszych osób zwolnionych z Twittera była dyrektor prawna odpowiedzialna za praktyki cenzorskie w tym serwisie. Gdy o tym przeczytałem, uśmiechnąłem się złośliwie. Dobrze wiem bowiem, jak głupia i bezduszna bywała twitterowa cenzura. Wycinała ciekawe konta, a pozwalała swobodnie hulać trollom Putina i innej małpiarni. Kolejne cięcia mocno przetrzebiły dział moderacji. Stał się on zbyt mały, by mógł skutecznie spełniać swoje zadanie. Musk może dzięki temu deklarować do woli, że będzie zwalczał „zakazane treści” na Twitterze i jednocześnie skarżyć się, że ma za mało ludzi, by to robić. Te działania Muska wydawały się racjonalne. Później jednak przyszły decyzje szaleńcze.
Wprowadzony przez Muska mechanizm weryfikacji kont, polegający na zakupie niebieskiego znaczka za 8 dolarów, wywołał chaos. Mnóstwo trolli kupowało tę odznakę i zakładało konta, w których podszywali się choćby pod znane koncerny. Niektóre z nich prowokowały nawet wyprzedaż akcji tych koncernów. Przy okazji wyszło na jaw, że wcześniej, przed rządami Muska, niektórzy pracownicy Twittera brali łapówki idące w tysiące dolarów za pozytywną weryfikacje kont. Gdy Twitter pogrążał się w chaosie, Musk zaczął ostrzegać, że może mu grozić bankructwo. Poszedł też na wojnę z jego załogą, w tym z pracownikami technicznymi. Wielu użytkowników zaczęło szukać sposobu na archiwizację swoich wpisów. Pojawiły się obawy, że serwis może nagle przestać działać.
Po co Musk to robi? Można odnieść wrażenie, że chce on zaorać Twitter do fundamentów. Wcześniej mówił, że może go zamienić w superaplikację podobną do chińskiego WeChat, za pomocą której ludzie nie tylko by się komunikowali, ale również płacili i kupowali różne towary i usługi. Czy jednak stworzenie takiej superaplikacji wymaga totalnej orki czegoś, co już istnieje? A może Musk ma za zadanie zniszczenie Twittera po to, by konkurencja tego serwisu mogła zrealizować swoje projekty? W tej historii jest obecnie zbyt wiele niewiadomych. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby cała transakcja przejęcia Twittera okazała się najdroższym żartem w historii.