Otóż według mojej wiedzy, pozyskanej w szkole podstawowej, fundament ustroju naszego demokratycznego państwa powinien być oparty m.in. na: wolności słowa, powszechnym i nieodpłatnym dostępie do edukacji, tolerancji w stosunku do innych ras, nacji, wyznań religijnych oraz bezstronnej ochronie prawnej zagwarantowanej wszystkim obywatelom bez względu na pozycję społeczną, materialną itd.
Nie zapominajmy również o zasadzie trójpodziału władzy w Polsce, który został określony w Konstytucji RP w 1997 roku. Czy pomiędzy władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą nie powinna być zachowana „jakaś” równowaga?
A czy demokracją można nazwać obecne rządy w Polsce:
– kiedy podsłuchuje się opozycję w czasie kampanii wyborczej /i nie tylko/?
– jak umieszcza się „swoich” sędziów politycznych w Trybunale Konstytucyjnym?
– jak prokuratura działa na zlecenie partii rządzącej, ignorując zgłoszenia, które nie są jej na rękę?
– kiedy trybunał konstytucyjny realizuje polityczne zlecenia rządu, podczas gdy inne sprawy trzyma od kilku lat w szafie?
– kiedy na wybory partia rządząca przywozi masowo osoby zamieszkujące DPS-y czy ludzi niepełnosprawnych umysłowo, dzięki czemu okazuje się, że kandydat PIS-u ma 100% poparcia?
– jak jednocześnie utrudnia się głosowanie Polaków w krajach, gdzie poparcie dla PIS-u jest niskie, ograniczając dostęp do konsulatów w celu głosowania czy też znikające przesyłki z głosami?
– jak rządowa TV publiczna karmi ludzi propagandą? A paski tejże TV uskuteczniają m.in. „katopolackie” chrześcijaństwo ?
– jak rząd z kościołem (który miał się nie wtrącać do polityki) zamiata pedofilię pod dywan ?
– jak rządowi brakuje choć krzty tolerancji w stosunku do osób LGBTQ+?
Odpowiedzi na te pytania chyba nie muszę udzielać… Każdy swój rozum ma!