Najpierw czołowy kremlowski sługus z Mińska wpadł na pomysł, żeby wpychać Polsce przez zalesioną wschodnią granicę tysiące zdesperowanych uciekinierów z Iraku, Afganistanu, Syrii i kto tam wie skąd jeszcze.
Ale to było tylko preludium do tego, co rozpoczęło się 24 lutego. Tylko dwa znane mi źródła ostrzegały, że dojdzie do wojny na Ukrainie i może ten ruski potop zaleje także nasze ulice i pola. Był to wywiad amerykański, który w zdumiewający sposób został całkowicie zignorowany przez Unię Europejską i resztę świata, a na gruncie polskiej publicystyki jedynym, kto nie przebierał w słowach i ostrzegał przed zbliżającą tragedią, był Grzegorz Hajdarowicz. Swój felieton pt. „Będzie, czy nie będzie?” opublikowany w miesięczniku Uważam Rze Historia zaledwie dwa tygodnie przed putinowską napaścią na Ukrainę zaczął od znamiennych, retorycznych pytań: „Co? Gdzie? Kiedy? Co – wojna? Gdzie – na Ukrainie? Kiedy – zaraz?”. A potem w profetycznym tonie przywalił z grubej rury przerażającą wizję tego, co miało nadejść: „To ważne i trudne pytania. Żyją tym media, politycy i satelity obserwujące ruchy wojsk. Ludzie jakby mniej. Przed pierwszą czy drugą wojną światową też nie było megapaniki i tzw. spinek. Jak odnieść się do tematu, skoro felieton, który piszę dokładnie 13 lutego 2022 r., dopiero za parę dni pójdzie do druku (miesięcznik ,,Uważam Rze Historia" marzec 2022 r. - ukaże się w sprzedaży 24 lutego br.), a życie zweryfikuje moje tezy szybciej niż później. No co, bez ryzyka nie ma zabawy. Choć w wypadku wojny to słowo „zabawa” uwiera”.
Zdumiewające wyczucie. Kiedy 24 lutego pojawił się w sprzedaży miesięcznik z tym artykułem, w Kijowie zawyły alarmy przeciwlotnicze. Wszyscy domorośli „eksperci” żywiący się papką z Internetu, wyśmiewający od kilku dni koncepcję wojny (a tacy uzbrojeni w googlowskie mądrości „spece” są w każdej rodzinie), teraz w panice kombinowali jakby tu wziąć nogi za pas, żeby nie oberwać ruską bombą albo nie iść na linię frontu w charakterze mięsa armatniego.
Grzegorz Hajdarowicz po prostu trafił w dziesiątkę. Kiedy przysłał mi swój felieton, w innych tytułach ukazywały się artykuły, których nobliwi autorzy uspokajali, że przecież na Kremlu są ludzie myślący, a Putin nie jest aż tak potężny ani tak głupi, jak go portretuje amerykański wywiad. Tylko Hajdarowicz pisał wtedy: „Postawię tezę, która wynika z moich przemyśleń, ale na początku zapowiem: mam nadzieję, że zupełnie błądzę i się mylę, i że rzeczywistość okaże się łaskawsza dla wszystkich, w tym też dla autora powyższych słów.
Otóż niestety (powtarzam się), uważam, że wojna będzie, że będzie na Ukrainie, a nawet pozwolę sobie na stwierdzenie, że będzie to „Ukraina +”. Kiedy? Są tylko dwie rozsądne daty: jakoś w weekend 25–27 lutego lub 4–6 marca”. Przyznają Państwo, że ciarki przechodzą kiedy czyta się te słowa. Pomylił się zaledwie o jeden dzień.
Dlaczego jednak nie doszło do eskalacji wojny w takiej formie, jak przewidywał felietonista „Uważam Rze Historia”? Dlaczego rosyjskie wojska wsparte przez swoich białoruskich wasali nie zaatakowały naszych granic? Czemu chińscy komuniści nie dokonali desantu na Tajwan? Otóż nie dlatego, że putinowcy i chińscy komuniści to ludzie rozsądni, miłujący inne narody poza Ukraińcami, ale dlatego, że po prostu Rosjanie połamali sobie zęby na Ukrainie. Inwazja i aneksja Ukrainy miała trwać 3 dni. Trwa 9 miesięcy i wygląda na to, że skończy się ona wygonieniem rosyjskich najeźdźców z Ukrainy.
I tu dochodzimy do tego, co zapisze się złotymi literami na kartach historii. Ukraina, młode i biedne państwo na dorobku, nie tylko nie uległa rosyjskiemu imperium, ale jeszcze dała mu zdrowy łomot. To ukraińskim bohaterom pod przywództwem ich charyzmatycznego przywódcy zawdzięczamy, że teraz na polskich ulicach nie walczymy z rosyjskimi agresorami. To oni, podobnie jak my w 1920 roku, powstrzymali rosyjski najazd na cywilizowany świat. Nie osiągnęliby tego jednak bez wsparcia Stanów Zjednoczonych i takich państw jak Polska. Nie zapominajmy o cichych bohaterach tej wojny – zachodnich podatnikach, którzy zapłacili za sprzęt wojskowy dla broniącej się młodej demokracji.
Należy podkreślić, że potwornym kosztem Ukraińcy udowodnili, że są Europejczykami i należą do cywilizacji zachodniej. Niestety tego samego nie można powiedzieć o Rosjanach. A szkoda, bo to nie tylko kraj takich gangsterów jak Putin, Ławrow czy Miedwiediew, ale kraj o wielkiej historii, o ogromnym wkładzie w kulturę światową. To kraj Bułhakowa, Tołstoja i Dostojewskiego, ojczyzna Czajkowskiego, Strawińskiego czy Rachmaninowa, wielka spuścizna naukowa Mendelejewa, Sacharowa czy Ciołkowskiego. Te nazwiska dowodzą, że nie tylko Ukraińcy muszą się bronić i wyzwalać swoją ziemię spod okupacji, ale także pragnący wolności Rosjanie. Mam nadzieję, że 2023 rok przyniesie Ukrainie zwycięstwo, a Rosji wyzwolenie spod rządów kliki wyjątkowych drani. Jeżeli bowiem chce się zmieniać świat, trzeba zacząć od własnego podwórka, o czym przypominam także moim rodakom – polskim wyborcom.