W 2000 roku w Houston w Teksasie zginął 19-letni mężczyzna. Aby udowodnić, jak jest „twardy”, postanowił zagrać w rosyjską ruletkę. Wszystko mogłoby się udać, gdyby nie to, że zamiast rewolweru z jedną kulą w bębenku użył pistoletu półautomatycznego. Dzięki swemu czynowi ten mężczyzna zyskał wieczną sławę i stał się laureatem prestiżowej Nagrody Darwina przyznawanej za wyjątkową głupotę przy przechodzeniu na tamten świat. Aby stać się nominowanym do tego prestiżowego wydarzenia, należy ulepszyć pulę genetyczną ludzkości, eliminując się w możliwie kretyński sposób. Nagroda przyznawana jest od 1995 r. i rozdawana 12 lutego – w dniu urodzin Charlesa Darwina, twórcy teorii ewolucji.
Co roku do konkurencji staje wielu śmiałków, ale nie wszyscy zostają uhonorowani. Nie wystarczy być jak ten Amerykanin, który z bronią w ręku napadł na pełen klientów sklep z bronią, nie wystarczy nawet wyprodukować i wysłać listu z bombą w środku, a gdy poczta go zwróci, samemu otworzyć. Nie wystarczy też być jak naukowiec Aleksander Zhakow, który, pracując z alkoholem etylowym, miał zwyczaj wypijać próbki i zupełnie przez przypadek wypił zlewkę metanolu. Oni wszyscy zmarli, ale nie dość spektakularnie. Potrzebne są prawdziwe pokłady ignorancji, głupoty i niekompetencji, aby uwolnić świat od własnej puli genetycznej i odebrać nagrodę.
Trzeba być jak ci mężczyźni (bo faceci mają wybitną nadreprezentację wśród laureatów) z Holandii, którzy postanowili wystawić głowy przez okna busa jadącego w tunelu, albo ten facet z Oregonu, który po uderzeniu samochodem w słup wysokiego napięcia usiłował uwolnić go z oplątujących przewodów za pomocą sekatora. Można też oczyścić świat z własnych genów podczas zabawy erotycznej. Odnotowano przypadek, gdy żona przystawiała mężowi pistolet do moszny. Ten okazał się nabity i wypalił. Mężczyzna wprawdzie przeżył, ale nigdy się już nie rozmnoży.
Wypadków z niebezpiecznymi przedmiotami jest więcej. Pewien jegomość został znaleziony w domu z kilkoma ranami kłutymi. Nie miał skłonności samobójczych, a w domu nie było śladów walki. Żona zdradziła tajemnicę. Była nią kurtka rzekomo odporna na rozcięcia nożem. Test okazał się negatywny. Inny laureat, hodowca strusi z Włoch, amatorsko budował sprzęt szpiegowski. Udało mu się stworzyć zabójczy jednostrzałowy pistolet ukryty w długopisie. Postanowił przetestować go na sobie.
Mamy też polski akcent w tym prestiżowym konkursie. W 1996 roku rolnik Krzysztof Azniński pił z kolegami. Próby męskości zaczęły się od okładania się po głowach kijami, czy też gałęziami rzepów, do chwili gdy jeden z uczestników rywalizacji uruchomił piłę łańcuchową i obciął sobie fragment stopy. Krzysztof musiał pójść dalej, aby udowodnić, że jest największym macho na świecie. Wziął piłę i obciął sobie głowę. Podobno jeden z uczestników rywalizacji stwierdził, że „mimo iż za młodu ubierał się w bieliznę siostry, finalnie zmarł jak mężczyzna”.
Niestety niepowodzeniem skończyła się próba zdobycia nagrody Darwina przez pewnego komendanta głównego policji z Polski. Ten przeżył, nie stracił też możliwości rozmnażania się po tym, jak odpalił w pomieszczeniu granatnik przeciwpancerny. Zadanie było trudne. Trzeba było zdjąć trzy blokady i nacisnąć spust, a jednak udało się. Komendanta nie zwiodła też waga urządzenia, które załadowane pociskiem waży prawie 9 kg, a wystrzelone połowę tej wagi. Niestety pocisk nie uzbroił się, a zniszczenia powstały wyłącznie dzięki sile gazów wylotowych. Trudno, nie będziemy mieli w tym roku laurów narodowych w tej konkurencji. No, chyba że jurorzy dadzą nam wyróżnienie honorowe. Zasługujemy na nie!