Dla mnie wolność jest pierwotną potrzebą wyrwania się spod ucisku zatartych konwencji społecznych. Tego, co mówią ci że musisz, tego co mówią ci że nie możesz, tego co system odbija ci w głowie kiedy dorastasz, szybkim ruchem pieczątki urzędnika skarbowego. Jest stylem życia prowadzącym do prawdziwego szczęścia, pozwalającym na prawdziwą miłość, rozwój, otwierającym drogę na przeżywanie, na samego siebie, na świat. Drogą na taką szczerą, dogłębną egzystencję, jako pierwiastka ludzkiego, jako duszy, bytu, energii, serca, jakkolwiek by tej naszej esencji człowieczeństwa nie nazwać.
Wolność jest tą ekscytacją, przy której płuca wypełniają ci się tlenem, przepełniając szczęściem kiedy biegniesz jakąś polaną, oddaloną o setki kilometrów od najbliższej drogi. Tracąc oddech padasz na trawę, przed oczami pojawiają ci się zakręcone setki gwiazd, kosmos wiruje obok ciebie, nad tobą i w tobie. Zdaje się być tak blisko, jak gdybyś mógł wspiąć się na któreś z otaczających drzew, i zamiast spaść z wysokiej gałęzi, odlecieć. Nie pamiętać o niczym a czuć wszystko, każde źdźbło trawy na skórze, podmuch wiatru, każdą miłość i smutek, kiedy odchodzi od ciebie jakikolwiek lęk, i kiedy możesz uwierzyć w każdą fantastyczną, najbardziej niemożliwą historię świata. Kiedy czujesz nieskończoność, i jesteś nieskończonością. Kiedy wyrywasz się z kleszczy czasu, i wszystkiego co zostało ci wpojone, kiedy świat to tylko taki wielki plac zabaw, czekający na odkrycie. Możesz wykrzyczeć z siebie płuca, popłakać się ze szczęścia, wypalić paczkę papierosów, wypić butelkę wina, w każdym się zakochać. Kiedy jesteś taki jaki chcesz być, taki jakim się czujesz, i to wystarcza. Kiedy wszystko wystarcza.
Hala koncertowa, punk, dźwięki przeszywające ciała skaczące do rytmu. W pewnej chwili tworzy się krąg. Chwilowy ucisk, czujesz zapach rozlanego piwa, potu, ciężkie oddechy na karku. Śpiewają o wolności. Zbuntowani przeciwko systemowi, przeciwko władzy, subkultura urodzona w buncie, w dziwnym wyglądzie, zrodzona z opresji. Nagle muzyka się urwie, by po kilku sekundach gęstniejącego powietrza i głuchej, brzęczącej w uszach ciszy, runąć z powrotem na ludzi. Podrywa ciała rzucając nimi w przestrzeń, w tym szaleństwie zapomnienia. To może wydawać się strasznie dziwne, kiedy wychodzimy późno w nocy, plując śliną czy krwią, nie mogąc złapać oddechu, poobijani, posiniaczeni, szczęśliwsi niż kiedykolwiek. Po co to rzucanie się na siebie nawzajem, spadanie na ziemię, pot, rozlane piwo, po co nam siniaki na rękach i czasem bolące zęby? Chodzi o emocje. Przeżyć takie chwilowe wyzwolenie. Od myśli. Od ‚zasad zachowania’. Zatracenie w muzyce, w dźwięku, w tańcu. Świat znika. To ta sama namiastka wolności, którą ludzie próbują uzyskać adrenaliną, skakaniem ze spadochronu, ćpaniem, snem, zapominaniem. A gdyby po prostu mieć ją w sobie? Taką wolność muzyki z ulicy, rozmawiania z nieznajomymi, rytmu. Wolność zatarcia granicy dnia, kiedy włóczysz się gdzieś po cichych uliczkach wschodu słońca. Wolność tańczenia pod ciemnym niebem w centrum starego miasta. Ta która rodzi się z beztroski, miłości, śmiechu, z prawdziwego płaczu, krzyku, picia, gniewu, seksu, uczuć, bycia.
Symbolem wolności jest dla mnie anarchia. Jest uczuciem. Jest tym biegiem przez polanę, tym szaleństwem w tłumie, tym spacerem przy wschodzie słońca. Ideą szczęścia. Wiele osób powie, że anarchia to chaos, ale w tym stanie wolności krzywda, władza, hierarchia, tracą wartości, których zresztą nigdy nie miały, sztucznie zbudowane, sztucznie odczuwane. Jesteś wolny od żalu, uprzedzeń, wolny od zawiści, każdy gniew możesz wykrzyczeć, wytańczyć, smutek wypłakać. Żyjesz nagle esencją serca, a wolność przepełnia miłością, i możesz boso tańczyć w wiosennym deszczu, a z ulewą tak jakby runęło na ciebie szczęście. Każdy musi mieć taki moment, schowany gdzieś w pamięci. Ten romantyczny, wypełniony pięknem, jedyny w swoim rodzaju, wolny. Czasem nawet jest ich wiele. Czasem z tych momentów ułożyć można by życie.
To taka utopia stanu umysłu.
CZYM JEST DLA CIEBIE TA WOLNOŚĆ TO ŻYCIE?