Wolne media: granice wolności przekazu

Co wolno wolnym mediom?

Zaczynałem karierę dziennikarską wiele lat temu, bo jeszcze w podziemnych pismach opozycyjnych, które notabene sam wydawałem. Byliśmy bezkompromisowi, zdecydowanie antykomunistyczni, świat był czarno-biały. Nie trzeba było się zastanawiać, ponieważ zło było po czerwonej stronie.

Grzegorz Hajdarowicz
Foto: archiwum Grzegorza Hajdarowicza

Trochę gorzej bywało, kiedy wdawałem się w polemikę z jakimś nieznanym mi autorem z naszej strony barykady (pisało się wtedy pod pseudonimami), bo często on był pacyfistyczny, socjalizujący, jakiś taki dla mnie dziwny. Ja – stojąc od zawsze za wolnym rynkiem i zdecydowanymi działaniami – nie do końca mogłem się z niektórymi propozycjami moich kolegów i koleżanek zgodzić.

Potem przyszła Polska i nowe otwarcie. Stanąłem na pierwszej linii frontu, bo zostałem niespodziewanie pełniącym obowiązki redaktora naczelnego pierwszego prywatnego (miało jednego polskiego właściciela) medium w Polsce. Wtedy wyjechałem do USA, gdzie ludzie z „Głosu Ameryki” (kto to jeszcze pamięta?) obwieźli nas po różnych mediach, małych i dużych, żeby nam pokazać, jak one działają tam za oceanem. Wyrobiłem sobie wtedy takie zasady:

  • media są dla odbiorców,
  • media mają swoje wartości, poprzez które oceniają świat,
  • media powinny być otwarte dla innych, także tych spoza tego swojego świata wartości, żeby móc z nimi polemizować i żeby pokazywać swoim odbiorcom inne punkty widzenia.

To były moje zasady. Zakładałem, że inni mają podobnie.

W międzyczasie odszedłem z mediów, inaczej kształtując swoje życie. Po latach do nich wróciłem – już nie jako redaktor, ale jako właściciel, akcjonariusz, szef rady nadzorczej.

Nie ma co ukrywać: zdziwiłem się, jak bardzo zmieniły się od środka, jak stały się zakładnikami politycznej walki, wręcz walki sekt. Założyłem, że u mnie tak nie będzie, że u mnie będzie zgodnie z wartościami przedstawionymi powyżej. Po paru wewnętrznych rewolucjach tak naprawdę się stało. Raz było lepiej, raz gorzej, ale wspólnie dzięki redakcji udało się przywrócić normalność. „Rzeczpospolita” i tytuły z grupy, pielęgnując swoje wartości, dawały łamy innym, bo dbały o swoich odbiorców. A posiadanie przy tak trudnych treściach 5 milionów odbiorców w internecie, w takim kraju jak Polska, gdzie „czytatych i pisatych” nie jest tak wielu – to nie lada wynik. Docenili to Amerykanie, Belgowie, Norwegowie i Holendrzy, dołączając do akcjonariatu.

Chciałoby się napisać: „Brawo!”. Niemniej na tej pięknej karcie pojawiła się ostatnio rysa. Redakcja, nie wiedzieć czemu, poszła za daleko, udostępniając łamy człowiekowi, który nigdy na nich pojawić się nie powinien, bo są granice wolności przekazu. Niestety, są! Nie można udostępniać łamów ludziom, którzy zhańbili się swoim niegodnym zachowaniem, którzy złamali wszelkie zasady życia społecznego, których chora nienawiść doprowadziła do śmierci drugiego człowieka. Dla takich ludzi, dopóki nie przeproszą i nie wykażą skruchy, nie powinno być miejsca w porządnym domu. Nie wolno poważnym tytułom dawać im łamów; i to jeszcze – o zgrozo! – na materiał, jakiego sami w życiu by nie napisali, bo intelekt i wiedza u nich malutka. Robienie czegoś takiego to zabijanie własnej marki, własnych wartości i pozycji tytułu. Jeżeli tego się nie zrozumie, ratunku nie będzie. Ludzie popełniają błędy, przez co często giną. Firmy popełniają błędy, przez co często bankrutują.

Ale nigdy nie jest za późno na refleksję, co warto docenić i zauważyć. Dobrze, że taka w „Rzeczpospolitej” przyszła, bo wyciągnięcie wniosków tylko wzmacnia i daje siłę na przyszłość. A że inni koledzy z branży i z niezależnych mediów z naszych błędów się cieszą...? Może przykrywają swoje wywiady, w których nawet brak wody w kranie to wina jednego człowieka, albo promują książkę opartą na podsłuchach i pomówieniach?

Trwanie wolnych mediów nie jest łatwe, ale jest ono ważne i o tym warto zawsze pamiętać. Wolnym mediom wolno dużo, ale nie wszystko. A bez nich? Bez nich będziemy mieli to, co już przez dziesiątki lat w kraju nad Wisłą było. Chcemy tego raz jeszcze? Naprawdę chcemy?


Przeczytaj też:

Liberfor – azyl dla wolno­­my­śli­cieli

Większość z nas wyczuwa, że wokół dzieje się coś nieuchwytnie niepokojącego. Świat się bez wątpienia zmienia. Nie byłoby w tym nic złego, bo ewolucja to permanentna i fundamentalna cecha życia na naszej planecie. Jednak ten proces nie ma na celu naszego dalszego rozwoju, dążenia ku upragnionej wo...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę