Kereszowie, czyli ludzie obsługujący 2000 lat temu transakcje walutowe w Jerozolimie, byli finansową potęgą. Co ciekawe, Żydzi byli wśród nich mniejszością.
„Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: »Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!«” (J 2, 13-16). Ten biblijny epizod otworzył trwającą wiele stuleci debatę na temat tego, czy bycie bankierem jest moralne. Skoro bowiem sam Jezus okazywał miłosierdzie poborcom podatkowym i nierządnicom, a bankierów potraktował batem, to czy branża bankierska jest w oczach Boga przeklęta? Czy spekulant finansowy może zostać zbawiony? A może to Jezus wystąpił jako samozwańczy regulator rynku? Co się naprawdę kryło za tym ewangelicznym epizodem?
Tereny obecnego Izraela stanowiły od 6 r. n.e. część rzymskiej prowincji Syria. Galilea, z której pochodził Jezus, podlegała władzy marionetkowego króla Heroda Antypasa, Judea i Samaria podlegały zaś bezpośredniej władzy rzymskiej. Władza ta była jednak oczywiście do pewnego stopnia współdzielona z lokalnymi elitami, które stanowili kapłani i lewici (przedstawiciele pokolenia Lewiego żyjący z obsługi świątyni). Centrum życia religijnego stanowiła Świątynia Jerozolimska, przebudowana przez Heroda Wielkiego. Każdy żydowski mężczyzna musiał do niej pielgrzymować i ofiarowywać w niej zwierzęta na ofiarę dla swojego Pana. Odwiedzając świątynię, musiał uiszczać kapłanom specjalny podatek i opłaty za usługi, a lewitom dawać specjalną darowiznę nazywaną "na wodę”. Szło to wszystko na utrzymanie 28 tys. ludzi obsługujących Świątynię. Lewitów było tak wielu, że każdy z nich mógł służyć w Świątyni jedynie przez pół miesiąca w roku, a przez pozostałe 11,5 miesięcy pozostawać bezczynny. No, może poza szukaniem okazji do wyciągnięcia pieniędzy...
Kapłani i lewici byli jednak bardzo wybredni, jeśli chodzi o pieniądze, które przyjmowali. Nie akceptowali rzymskich denarów ani srebrnych sestercji, srebrnych drachm, złotych staterów czy miedzianych oboli. Każda z tych monet była bowiem rytualnie nieczysta i samo jej dotknięcie czyniło kapłana czy lewitę nieczystym aż do wieczora. Na monetach tych widniały przecież wizerunki pogańskich bogów i władców. Akceptowalne były głównie srebrne szekle, emitowane blisko 200 lat wcześniej przez Szymona Machabeusza – widniało na nich boskie imię JHWH i palma będącą symbolem walczącej Judei. Od biedy uchodziły też greckie didrachmy, na których były tylko greckie litery i wizerunek sowy (mniejsza o to, że to symbol bogini Ateny). Żydzi płacili więc podatki Rzymianom w sestercjach, w handlu wykorzystywali wszelkie możliwe monety, ale Świątyni musieli płacić w szeklach lub didrachmach. A co jeśli tej waluty nie mieli? Wówczas pojawiała się znakomita okazja do zarobku dla bankierów, na których tak bardzo wkurzył się Jezus.
Bankierów tych nazywano kereszami, od aramejskiego słowa ker, czyli pieniądz. Keresz miał ławeczkę, na której wykładał przykłady monet, które wymieniał, a resztę kapitału trzymał w workach. Zazwyczaj oszukiwał żydowskiego pielgrzyma na wiele sposobów. Kurs wymiany był specjalnie wyśrubowany. Prowizja za transakcję sięgała 10 proc. Sięgano też po bardziej bezczelne sztuczki. Np. wydawano naiwnemu pielgrzymowi lżejszą srebrną minę fenicką, zamiast cięższej egipskiej. To właśnie tego typu uderzające w klientów praktyki wywołały gniew Jezusa.
Keresz zarabiał dziennie 40 sestercji, co było sumą bardzo przyzwoitą, a w święta wyciągał nawet 600. Co ciekawe, w grupie tych finansistów Żydzi byli w czasach Jezusa mniejszością. Dominowali w niej Grecy, którzy byli bardziej przedsiębiorczy i mniej skrępowani przepisami. Chętnie też łączyli się w kartele i manipulowali kursami wymiany. Miejscem, gdzie wszyscy z nich prowadzili interesy, był świątynny Dziedziniec Pogan.
Dużo o mentalności kereszów mówi testament pozostawiony około 60 r. n.e. przez jednego z nich Euphyllidesa z Salaminy. Zapisał w nim 400 tys. sestercji rodzinie i 200 tys. „wyznawcom Chrestosa”. Zastrzegł, by nie dawać Świątyni nawet miedziaka, bo „dość się mego napili i nażarli przez 32 lata”. Zapisał natomiast 10 tys. sestercji dla maga, który rzuci zaklęcie ściągające trąd na Kliostenesa z Aleksandrii, prawdopodobnie konkurencyjnego keresza.
Wielu z nich inwestowało kapitał zarobiony na ówczesnym rynku forex. Kupowali kopalnie, kamieniołomy, huty szkła, majątki ziemskie czy zajazdy. Judejski handel i rzemiosło również były mocno opanowane przez przedsiębiorczych Greków. „Tak więc choć dziś może się to wydawać dziwne – Judejczycy w handlu, finansach i przemyśle Judei mają najmniej do powiedzenia. Od upadku dynastii narodowej i utraty reszty niepodległości Judea orze ziemie, hoduje stada bydła, dostarcza rekruta Egiptowi, a handlują głównie Grecy, dystansując mocno inne narody, nawet te, którym względy religijne nie zabraniają kontaktów z cudzoziemcami i nie obciążają tysiącami przepisów o »nieczystości«” - pisze Witold Poprzęcki w „Palestynie za czasów Chrystusa”.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.