Przyjęło się uważać, że kultura anglosaska zaadoptowała na Halloween stare celtyckie święto Samhain, które wyznaczało w kalendarzu celtyckim koniec ciepłej połowy roku i początek zimnej. Było więc symbolicznym pogrzebem płodności i radości okresu letniego i wkroczeniem w chłód zimy. Stąd też w swojej symbolice nawiązywało do zaświatów, gdzie odejść musiało wszelkie życie otaczającej Celtów przyrody.
W noc wigilii Samhain siedziby ludzkie miały nawiedzać duchy osób zmarłych w tym samym roku. Był to wieczór ich ostatniego spotkania z tym światem. Celtowie gasili jednak ogniska i wszelkie źródła światła, aby zmarli nie rozmyślili się i nie zostali w ich domostwach. Stąd też wigilia Samhain była niezwykle ponura i pełna grozy. Zimną nocą całe rodziny ścieśnione w ciemnych pomieszczeniach swoich chat nasłuchiwały skrzypienia drzew, szurania przy drzwiach i odgłosów lasu. Wierzyli, że to duchy ludzi dobrych wraz ze złymi upiorami. Upiory krążą wokół ich siedzib, aby porwać dzieci lub w jakikolwiek inny sposób zakosztować po raz ostatni ludzkich uciech na tym świecie.
Jak podaje autor średniowiecznego poematu Księgi z Leinster, Irowie – starożytni mieszkańcy Irlandii – składali tej nocy swojemu groźnemu bóstwu Crom Cruachowi ofiary z dzieci i krów, żeby odpędził on złe duchy zagrażające ich rodzinom. Żeby jednak upiory nie uprzedziły złożenia ofiary, druidzi zakładali groźne demoniczne maski i przywdziewali długie stroje, tak aby złe duchy nie zorientowały się, że są to ludzie. Stąd być może dzisiejszy zwyczaj zakładania masek na Halloween.
Dopiero święty Patryk miał wykorzenić te pogańskie praktyki z Zielonej Wyspy. Legenda głosi, że święty patron Irlandii obłożył Crom Cruacha klątwą, pod której wpływem posąg bóstwa zapadł się w ziemię. Być może dzisiejsza dynia z wyciętym piekielnym uśmiechem i świecą wstawioną do wydrążonego środka nawiązuje do ognistego oblicza groźnego pogańskiego bożyszcza.
Ponure obrzędy święta Samhain rozpoczynającego zimę nie były jednak wyłącznie tradycją celtycką. Być może wywodziło się ono do rzymskiego święta na cześć Pomony – bóstwa owoców i nasion, a może nawiązywało do znanego w Europie środkowej pogańskiego święta Dziadów.
Nazwa ta, wywodząca się z języków wschodnioeuropejskich, oznaczała prawdopodobnie włóczących się po bezdrożach zmarłych przodków. W innych regionach Słowiańszczyzny święto to znane było jako zaduszki, radecznica czy pomniki.
Święto Dziadów było praktykowane głównie wśród wschodnich Słowian i Bałtów. Ze względu na stosunkowo słabą chrystianizację Litwy i Rusi przetrwało niemal do końca XVIII wieku. Z pokolenia na pokolenie, w ukryciu przed duchowieństwem i szlachtą, chłopi przekazywali sobie rytuały, obrzędy i zwyczaje związane z obcowaniem żywych ze zmarłymi. Podobnie jak Celtowie, tego dnia Słowianie gasili światła i w ponurym mroku oczekiwali nadejścia zmarłych przodków. Ten nastrój niezwykle obrazowo opisał nasz wieszcz narodowy słowami: Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?
Tradycja zaduszna nie jest zatem dla nas czymś obcym, jak twierdzą tzw. obrońcy polskich tradycji. Halloween nie jest wcale wymysłem Amerykanów, ale anglosaskim nawiązaniem do starożytnego święta celtyckiego, którego bliźniaczą wersję obchodzili nasi przodkowie.
Kościół katolicki doskonale zdawał sobie sprawę, że jest to tradycja tak silna, że można ją jedynie zaadoptować do potrzeb kalendarza chrześcijańskiego.
Stąd papież Jan XI świadomie wyznaczył właśnie 1 listopada jako święto ku czci Wszystkich Świętych, które miało obowiązywać w całym Kościele i być świetlistą odpowiedzią na ponure i ciemne święto pogańskie przypadające na 31 października.