Ten stały progres jest nad wyraz korzystnym zjawiskiem, będącym efektem i dowodem rosnącej świadomości, troski oraz uwagi, jaką (zupełnie słusznie) coraz częściej poświęca się ofiarom tej odrażającej zbrodni. Na fali walki z tym starym jak świat bezprawiem, Rzecznik Praw Obywatelskich wystąpił do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego z wnioskiem o oparcie definicji zgwałcenia (zgodnie z kodeksem to przestępstwo nazywa się właśnie zgwałcenie, a nie gwałt), na koncepcji braku zgody drugiej strony czynności seksualnej. Dziś przepis ten głosi: „Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12”.
Zdaniem ombudsmana, taki opis nie wyczerpuje znamion zakazanego czynu, a co więcej – nie spełnia kryteriów i wymagań, jakie w tej gestii stawia prawo międzynarodowe. Jak podkreśla RPO, w świetle obowiązującego Polskę międzynarodowego standardu prawnego brak zgody powinien być absolutnie wystarczającym – to znaczy samodzielnym i wyraźnym – znamieniem tego przestępstwa. Tymczasem, jak zaznacza Marcin Wiącek, dziś zgoda jest jedynie znamieniem pochodnym, bo wyprowadzanym w drodze odpowiednio ukierunkowanej wykładni znamion „przemocy”, „groźby bezprawnej” i „podstępu”.
Aby znaleźć prawne potwierdzenie przytoczonej argumentacji, nie trzeba daleko szukać - swobodnie wyrażona zgoda na kontakt seksualny znajduje się bezspornie w centrum normatywnej definicji zgwałcenia na gruncie wielu wiążących Polskę umów międzynarodowych. Dotyczy to w szczególności Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (Konwencja stambulska).
Czy minister sprawiedliwości uzna słuszność owego ważkiego postulatu i poprze uruchomienie procedury, która doprowadzi do pożądanej nowelizacji tej materii prawa karnego? Czy ziści się życzenie RPO oraz wielu popierających jego dążenia prawników i organizacji broniących praw kobiet, żeby podnieść poziom ochrony osób doświadczających przemocy seksualnej poprzez zmianę art. 197 § 1k.k. i innych w taki sposób, by skuteczne sankcje groziły za każdy niekonsensualny akt seksualny – i to niezależnie od środków, do których w celu jego dokonania ubiegł się sprawca przemocy seksualnej i niezależnie od cech jego ofiary takich jak wiek, choroba, bezradność, stosunek zależności czy jakiejkolwiek innej okoliczności wpływającej na niemożność wyrażenia przez nią pozytywnej zgody, tj. świadomej i dobrowolnej?
Chociaż z przyczyn oczywistych, dyskusje wokół tego złożonego przed 24 lutego postulatu przyćmiło widmo wojny, to tym bardziej minister sprawiedliwości nie powinien w tej kwestii zwlekać. Nie od dziś wiadomo, że wszelkie konflikty zbrojne są, niestety, wyjątkowo efektywną pożywką dla wszelkiej maści przemocy, w tym też oczywiście seksualnej. Specjaliści z Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Rwandy nie bez kozery oficjalnie uznali gwałt za zbrodnię wojenną i zbrodnię przeciwko ludzkości. Oznacza to, że wśród setek tysięcy uchodźczyń i uchodźców, codziennie przekraczających granicę naszego państwa w ucieczce przed wojną, zapewne znajdzie się wiele ofiar przemocy seksualnej, którym trzeba będzie udzielić jak najskuteczniejszej przemocy. Niestety, i na naszej ziemi mogą natknąć się na kanalię, która nie zawaha się przed perfidnym wykorzystaniem ich tragicznego położenia. Polska policja już zatrzymała i przedstawiła zarzuty 49-letniemu mężczyźnie z Wrocławia, który miał się dopuścić gwałtu na goszczonej w swoim domu 19-letniej uciekinierce z Ukrainy. Chociaż ostateczny werdykt w tej sprawie wyda dopiero oczywiście sąd, to przykład ten powinien stanowić czytelne ostrzeżenie i apel o czujność dla wszystkich – nie każdy, niestety, kto wyciąga do nas pomocną dłoń, ma uczciwe zamiary. Dobrze by było, aby pamiętali o tym zarówno szukający pomocy Ukraińcy, jak i uczestniczący w akcji jej niesienia Polacy.
Wśród całej ohydy i cierpienia, jakie otaczają zbrodnię gwałtu i jej konsekwencje, jasnym światełkiem w tunelu jest z pewnością rosnąca świadomość i malejąca tolerancja dla jakichkolwiek przejawów i form tej niegodziwości. Przez setki lat na przykład nie istniało w ogóle pojęcie gwałtu małżeńskiego. Powszechnie uważano, że współżycie z mężem jest naturalnym obowiązkiem żony, którego egzekwowania mężczyzna może domagać się wszelkimi sposobami. Dziś na szczęście, nikt przy zdrowych zmysłach takich herezji głosił nie będzie. Zaledwie 16 lat temu, jeden z czołowych polskich polityków publicznie dywagował nad tym, czy możliwy jest gwałt na prostytutce, zanosząc się przy tym ordynarnym rechotem (niech Bóg mu wybaczy i niech spoczywa w pokoju).
Nie ustawajmy zatem w działaniach zwalczających ten straszny czyn – może nadzieja na to, że całkowicie zostanie on zmieciony z powierzchni ziemi jest zbyt optymistyczna, niemniej jednak klarowne i bezwzględnie traktujące jego sprawców prawo stanowi z pewnością podstawę i najskuteczniejszy oręż, mogący przybliżyć nas do wymarzonego celu, jakim jest możliwe największe zminimalizowanie ryzyka gwałtu w naszej codzienności.