SN rehabilituje skazanych w 1932 r. polityków „Centrolewu”

Sąd Najwyższy nie rychliwy, ale sprawiedliwy

Sąd Najwyższy uwzględnił kasację Rzecznika Praw Obywatelskich na rzecz skazanych w 1932 roku dziesięciu polityków „Centrolewu”, w tym byłego polskiego premiera Wincentego Witosa. I chociaż sami zainteresowani dzień swojego uniewinnienia mogą świętować już tylko na tamtym świecie, to decyzja SN uświadamia nam pewną ważną zasadę. A mianowicie taką, że prawda powinna być zawsze wartością nadrzędną dla wymiaru sprawiedliwości. Ceną, o którą warto walczyć nawet po 91 latach.

Zofia Brzezińska
Wincenty Witos sportretowany podczas procesu brzeskiego. Foto: Narodowe Archiwum Cyfrowe, Public domain, via Wikimedia Commons

Wyrok SN jednogłośnie uznał, że sądy II Rzeczypospolitej myliły się co do rzeczywistych intencji ówczesnych polityków „Centrolewu”, a właściwie – Związku Obrony Prawa i Wolności Ludu. W 1931 roku jedenastu z nich – Herman Lieberman, Wincenty Witos, Norbert Barlicki, Stanisław Dubois, Mieczysław Mastek, Adam Pragier, Adam Ciołkosz, Władysław Kiernik, Kazimierz Bagiński, Józef Plutek i Adolf Sawicki – stanęło przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Mężczyźni usłyszeli zarzuty zawiązania spisku w celu obalenia przemocą władzy sanacji i marszałka Józefa Piłsudskiego. Po trwającym 3 miesiące procesie otrzymali kary wynoszące po kilka lat pozbawienia wolności; Adolf Sawicki został uniewinniony.

Dzisiaj wiemy już, że postawione politykom zarzuty nie miały racji bytu. Owszem, byli oni zadeklarowanymi przeciwnikami obozu rządzącego, ale nigdy nie nawoływali do obalenia go przy rozlewie krwi. Marzyli o zmianie władzy, ale za pomocą kartki wyborczej i tylko do takiej drogi wzywali społeczeństwo. Co więcej, ich nagłe aresztowanie przez żandarmerię wojskową w nocy z 9 na 10 września 1930 roku na rozkaz Piłsudskiego stanowiło wyraz jawnego nadużycia władzy, która wykorzystała swoją pozycję w celu eliminacji niewygodnych przeciwników politycznych. Prawo potraktowano w sposób rażąco instrumentalny, zgodnie z wolą i pod dyktando obozu rządzącego oraz jego przywódcy.

Jak dobrze to niestety dzisiaj znamy. Rosnąca, nieustannie eskalowana i już nawet niczym niemaskowana agresja władzy wobec opozycji wylewa się z każdego zakamarka podległej jej telewizji, prasy i mediów. Nietrudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym obecny obóz rządzący – gdyby dysponował takimi możliwościami, jak marszałek Piłsudski w 1930 roku – nie cofnąłby się przed rozwiązaniami siłowymi, aby wyeliminować konkurenta. Zwłaszcza teraz, w tak gorącym okresie przedwyborczym.

Nie jesteśmy już jednak w II RP i władza, oprócz szczucia, plucia jadem i rzucania kolejnych, histerycznych i absurdalnych obietnic wyborczych nie ma możliwości pozbycia się opozycji – na szczęście. Stare porzekadło głosi jednak, że kto nie zna historii, ten skazany jest na jej powtarzanie. Oby wydarzenia dotyczące procesu brzeskiego zapisały się w naszej pamięci jako czytelna przestroga, do jakich kroków może posunąć się zradykalizowana i zdeterminowana siła, za wszelką cenę dążąca do utrzymania władzy.

Z pewnością taka optyka nie będzie w smak gorącym zwolennikom marszałka Piłsudskiego. Polityk ten nawet dzisiaj cieszy się w polskim społeczeństwie wielką estymą, a za swojego życia był postrzegany niemal w kategoriach boskich. Gloryfikowany i otaczany niekwestionowanym kultem, jawił się jako osoba nietykalna (na taką samą modłę próbują obecnie rządzący ukształtować postać Jana Pawła II). Nie dziwi zatem fakt, że charyzmie Piłsudskiego uległy również ówczesne sądy, chociaż powinny przecież pozostać niezawisłe i niepodatne na jakiekolwiek polityczne wpływy. Tymczasem osiągnąć taki stan udało się tylko jednemu sędziemu, Stanisławowi Leszczyńskiemu, który jako jedyny nie zgadzał się z postawionymi oskarżonym zarzutami i walczył o ich uniewinnienie. Możliwe, że i on przyłączył się dziś w zaświatach do świętowania spóźnionego triumfu sprawiedliwości.

Wróćmy jeszcze na chwilę do osoby marszałka Piłsudskiego, którego dzięki tej sprawie możemy poznać jako człowieka niejednowymiarowego, o wielu obliczach. Uważam, że tak właśnie powinien być postrzegany każdy człowiek, włącznie z wielkimi narodowymi autorytetami. Osobiście nie wierzę w ludzi, którzy są w 100% „dobrzy” lub też w 100% „źli”. Marszałek Piłsudski był bez wątpienia gorącym, szczerym patriotą, który dla Polski zdecydował się poświęcić całe życie. Jednocześnie jednak niestety nie stronił od sięgania po kontrowersyjne, zahaczające o przemoc metody rozprawiania się z politycznymi oponentami i konkurentami. Potrafił być bezwzględny i okrutny. Czy to znaczy, że nie należy mu się szacunek jako jednemu z ojców naszej niepodległości? Oczywiście, że nie. Można przecież radować się z faktu odzyskania przez Polskę wolności i czuć wdzięczność za udział marszałka w tym wielkim dziele przy jednoczesnym zachowaniu świadomości, iż nie był to człowiek bez skazy. Czy doczekamy się czasów, kiedy podobnie obiektywne, zdrowe, racjonalne i pozbawione śladu histerycznego kultu spojrzenie choćby na postać Jana Pawła II stanie się normą? Raczej nie za kadencji PiS.

Dobrze się stało, że RPO skorzystał ze swoich prerogatyw, aby powrócić do sprawy sprzed 91 lat i przywrócić godność oraz sprawiedliwość pokrzywdzonym tamtym wyrokiem ludziom. Chociaż niektórzy narzekają, że SN „traci czas” na sprawy sprzed prawie wieku, ja dostrzegam tkwiący w tym głęboki sens i niemal symbol przypominający o konieczności trzymania władzy – każdej władzy – w ryzach. Czy doczekamy się chwili, gdy przedmiotem rozważań sądu staną się również niektóre nikczemne posunięcia dzisiejszych rządzących? Żeby tylko nadeszła ona prędzej niż za 91 lat. Bo ja z wielką radością bym ją zobaczyła.


Przeczytaj też:

Bitwa Warszawska 1920 r.

W historii świata niewiele jest wydarzeń o tak przełomowym znaczeniu dla losów całej ludzkości jak Bitwa Warszawska 1920 roku. Znakomity brytyjski pisarz i dyplomata lord D'Abernon uznał ją za 18. najbardziej decydującą bitwę w dziejach gatunku Homo sapiens.

Tadeusz Rozwadowski: twórca Cudu nad Wisłą. Część II

W dniach 12-25 sierpnia 1920 roku Wojsko Polskie stoczyło jedną z najważniejszych bitew w historii naszego kraju. Lord D'Abernon nazwał ją 18. najbardziej decydującą bitwą w dziejach. Ale kto był prawdziwym architektem tej wielkiej polskiej wiktorii?

Zamach majowy: gwałt na polskiej konstytucji

97 lat temu Józef Piłsudski wyjechał z Sulejówka, aby pokierować przewrotem wojskowym, który w jego opinii miał uratować państwo przed rozkładem politycznym i być misją karną wobec tych środowisk, którym zarzucano odpowiedzialność za śmierć prezydenta Gabriela Narutowicza oraz...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę