COVID-19

Australijski zawrót głowy

My, Polacy, lubimy patrzeć z podziwem i zazdrością na zamożne, wysoko rozwinięte kraje zachodnie. Pomimo swego nietypowego położenia, Australia też niewątpliwie się do nich zalicza. Czy jednak w dobie pandemii nadal mamy powody zazdrościć naszym bliźnim z południowej półkuli?

Zofia Brzezińska
Foto: Filedimage/Dreamstime.com

Pandemia koronawirusa to bezprecedensowe wydarzenie, które z pewnością trwale zapisze się w historii XXI wieku. Mniej lub bardziej dotkliwie dotknęła nie tylko każde państwo, ale i każdego człowieka na świecie. Skala tych dolegliwości jest olbrzymia: począwszy od największych tragedii, jakimi są utrata najbliższych osób, zdrowia lub pracy, a skończywszy na kłopotliwych i irytujących utrudnieniach w podróżowaniu lub planowaniu wakacji. Bardzo zróżnicowany jest również stopień restrykcji i ograniczeń, wprowadzany przez rządy poszczególnych państw próbujących uporać się z pandemią. Z niepokojem obserwujemy pod tym kątem zmiany w polskim i europejskim prawie pragnąc, aby w jak najmniejszym zakresie zakłóciły nam codzienne funkcjonowanie. Przy kolejnych, ogłaszanych restrykcjach błyskawicznie podnoszą się głosy koronasceptyków zarzucające ustawodawcy ograniczanie konstytucyjnego prawa wolności, rujnowanie gospodarki, a nawet próbę wprowadzenia totalitaryzmu.

Nie wdając się już w dywagacje na temat tego, czy zarzuty takie są zasadne względem polskiego rządu, trudno oprzeć się wrażeniu, że wręcz doskonale opisują one obecną rzeczywistość państwa australijskiego. Co więcej, panujące tam aktualnie warunki każą zadać poważne pytanie nie tylko o to, czy rząd australijski czasem nie „przesadził” w walce z pandemią, ale wręcz o to, czy Australia może nadal nosić miano demokratycznego i cywilizowanego państwa.

Dość powiedzieć, że 18-miesięczny (od marca 2020r.) lockdown zamknął całą populację w areszcie domowym. Opuszczanie domu dozwolone jest jedynie osobom wskazanym przez władze państwowe. Za wszelkie naruszenia zakazu opuszczania domu zapowiedziano surowe kary, a australijska policja udowodniła, że nie rzuca słów na wiatr aresztując i nakładając wynoszące po 1000 dolarów grzywny na ośmioro nastolatków, którzy wybrali się na plażę obejrzeć zachód słońca.

Niestety, nawet potulne pozostanie w domu nie daje gwarancji spokoju. W kraju dochodzi bowiem regularnie do kontroli i rewizji w domach. Znerwicowani kilkunastomiesięcznym uwięzieniem ludzie nie mogą nawet liczyć na zmianę otoczenia w postaci najzwyklejszego w świecie pójścia do pracy. Pracować mogą bowiem tylko osoby, posiadające specjalne zezwolenie na pracę (!). Stanowi to ewidentne naruszenie prawa każdego człowieka do podjęcia zatrudnienia, gwarantowane w ratyfikowanym również przez Australię Międzynarodowym pakcie praw gospodarczych, społecznych i kulturalnych (1966).  Naturalnie, o podróżowaniu Australijczycy mogą jedynie pomarzyć, i to bez względu na powód ewentualnej podróży. Do przemieszczania się nie upoważnia bowiem nawet ciężka choroba lub śmierć najbliższej osoby, chociażby nie miały one nic wspólnego z COVID-19.

To bynajmniej nie koniec absurdów w królestwie należącym do Wspólnoty Narodów zgromadzonych pod berłem miłościwie panującej Elżbiety II. Najbardziej szokującym i smutnym z nich była decyzja rady hrabstwa Shire w Nowej Południowej Walii o zabiciu psów ze schroniska dla zwierząt pod pretekstem ukrócenia wizyt wolontariuszy oraz osób zainteresowanych adopcją zwierzęcia. Życie straciło 15 czworonogów, w tym 10 szczeniąt. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego barbarzyńskiego czynu i słusznie oburzeniem zareagowały australijskie organizacje zajmujące się ochroną praw zwierząt. Pod wpływem nacisków z ich strony urzędnicy obiecali skontrolować, czy nie zostały złamane przepisy mające na celu zwalczanie okrucieństwa wobec zwierząt. Efekty ich pracy nie przywrócą jednak życia niewinnym istotom – miejmy jednak nadzieję, że chociaż prewencyjnie zniechęcą ewentualnych naśladowców tego typu praktyk.

Niestety, obywatele protestujący przeciwko ogółowi zakazów zostali potraktowani dużo bardziej brutalnie niż organizacje broniące zwierząt. Nie będzie przesadą porównanie stopnia przemocy stosowanej przez australijską policję z tym, którego doświadczyli Polacy podczas stanu wojennego. W ruch idą pałki policyjne, gaz, kajdanki oraz gumowe kule. Władza sprawia wrażenie, jakby w przypływie nostalgii za słusznie minionymi czasami, gdy Australia była kolonią karną dla brytyjskich sprawców najcięższych zbrodni, pragnęła przywrócić namiastkę tamtej rzeczywistości. Racjonalizacji jej desperackich, zaprawionych już nutą obłędu kroków służy namacalny powód, jakim jest COVID-19. Czy jednak dla opisanych stanów faktycznych (odbieranie zdrowia i wolności ludziom, życia zwierzętom) może istnieć jakikolwiek powód? Przedstawiciele australijskich władz rozpaczliwie doszukują się go w najbardziej kuriozalnych okolicznościach, chociażby w rzekomej…”wyjątkowej wrażliwości na koronawirusa populacji aborygeńskiej”. Pozostaje wyrazić ubolewanie, iż rząd nie brał pod uwagę wrażliwości Aborygenów, gdy przez całe stulecia zamykał ich w rezerwatach, odmawiał przyznania jakichkolwiek praw, spychał do roli niewolników oraz zmuszał do asymilacji.

Przez polskie sądy przechodzi obecnie fala procesów związanych z restrykcjami, jakie panowały w naszym kraju w latach 2020 i 2021. Ludzie nabrali odwagi, aby zawalczyć o swoje prawa przeciwko medycznie i zdroworozsądkowo nieuzasadnionym sankcjom. Masowo uchylane są kary za rozmowę z sąsiadem, wyjście do sklepu czy spacer po lesie. W ubiegłym tygodniu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gorzowie Wielkopolskim uchylił nawet karę przedsiębiorcy, który w dobie lockdownu otworzył dyskotekę (sygn. II SA/Go 564/21). Skład orzekający uznał, że zakaz działania lokalu naruszył art. 233 konstytucji stanowiący, że jedynie ustawa określająca zakres ograniczeń wolności i praw człowieka i obywatela w stanie klęski żywiołowej może ograniczać wolność działalności gospodarczej. W tej i podobnych jej sprawach wielokrotnie interweniował także Rzecznik Praw Obywatelskich, który konsekwentnie stawał po stronie obywateli. Wyznaczona przez polskie sądy linia orzecznicza daje nadzieję na zrekompensowanie społeczeństwu szkód doznanych wskutek szeroko pojętych, mniej lub bardziej rozsądnych zaleceń antykoronawirusowych.

Czy podobną drogę obiorą sądy australijskie, gdy doprowadzeni do ostateczności mieszkańcy otrząsną się z otępienia i powiedzą w końcu temu szaleństwu „dość”? Nie ulega wątpliwości, że i tak geograficznie odizolowany od reszty świata, bynajmniej nie cierpiący na brak terenu i zbytnią gęstość zaludnienia kontynent nie jest w sposób ponadprzeciętny narażony na rozwój pandemii. Czemu służą więc bezduszne i nieludzkie przepisy, czyniące z obywateli więźniów, a z dostatniego, dotychczas prężnie rozwijającego się państwa kolonię karną? Z całą pewnością nie mieszkającym tam ludziom.


Przeczytaj też:

Co się dzieje z Australią?

Kraj, który dawniej kojarzył się z mocno indywidualistycznym stylem życia, stał się poligonem do testowania największych pandemicznych absurdów. Władze, w ramach „walki z wirusem” zaczęły już nawet sprawdzać, czy obywatele nie piją czasem za dużo alkoholu.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę