Turcja

Koniec tureckiej opery walutowej

Jeżeli wierzyć opiniom ekspertów z ostatnich tygodni, Turcja wreszcie zaczyna wychodzić z błędnego koła kryzysu walutowego. Jednak igraszki tureckiego rządu ze stopami procentowymi tylko w ubiegłym roku kosztowały tamtejszą lirę 44 proc. wartości, a cały kraj - bezprecedensowy za rządów AKP i Recepa Tayyipa Erdogana kryzys.

Mariusz Janik
Foto: Ibrahim Boran|Pexels

- Terapia elektrowstrząsami - oceniał radykalny program zmian w polityce finansowej ogłoszony przez rząd w Ankarze w grudniu Emre Akcakmak, szef firmy analitycznej Greenwest Consultancy z Dubaju. - Pacjent wydawał się umierać, a teraz powrócił do życia. Ale czy jest uleczony? Nie sądzę, żeby zastosowano długoterminowe rozwiązanie - kwitował barwnie.

Owe grudniowe zmiany w skrócie można by podsumować jako pakiet rozwiązań mających skłonić przeciętnych Turków, działające nad Bosforem firmy oraz banki do zachowania depozytów w tureckich lirach i nie wymieniania ich na bezpieczniejsze waluty. Podobnie zagraniczni uczestnicy rynków walutowych są zachęcani do inwestowania w lirę.

To swoista mieszanina kija i marchewki. Mechanizmy sprowadzają się m.in. do podwyższenia odsetek, gwarancji banku centralnego dla wartości depozytów, ulg podatkowych dla firm rozliczających się w lirze, zmuszania eksporterów do wymiany 25 proc. przychodów w innych walutach bankowi centralnemu oraz kar dla tych banków, które do 15 kwietnia nie przekonwertują minimum 10 proc. posiadanych depozytów w euro i dolarach na turecką lirę (kara sięgać może 1,5 proc. tych depozytów). Turcja uruchamia też własny program typu "obywatelstwo w zamian za zakup nieruchomości", z dolnym progiem inwestycji 250 tys. dol. Można też nie kupować tam domu, lecz dokonać inwestycji kapitałowej wartości przynajmniej pół miliona dolarów.

Ohydny atak gospodarczy

W ślad za Akcakmakiem, można by powątpiewać, na ile wszystkie te pomysły zdadzą egzamin. Wiara Turków w rodzimą walutę została definitywnie złamana chyba jeszcze w latach 90., gdy w ślad za kryzysami w Azji i Rosji, turecka lira zaczęła gwałtownie tracić na wartości i tamtejszą gospodarkę, wówczas wcale niedaleką od centralnego sterowania, ogarnął głęboki kryzys gospodarczy. Wyniósł on do władzy Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) i jej charyzmatycznego lidera, obecnego prezydenta Erdogana.

Choć AKP udało się skutecznie denominować lirę i, uwalniając gospodarkę, doprowadzić do skokowego wzrostu gospodarczego, to zakorzenionej gdzieś głęboko nieufności do liry nie udało się w pełni zażegnać. Kto regularnie bywa w Turcji, doskonale wie, że najprościej i najszybciej można dogadać się przy większych zakupach z tamtejszymi kupcami, gdy wyjmie się z portfela dolary albo euro.

Ta praktyka błyskawicznie upowszechniła się nie w roku ubiegłym, ale już dobre cztery lata temu, kiedy to z gabinetów prezydenckich dobiegła pierwsza krytyka polityki podnoszenia stóp procentowych. Wówczas to Międzynarodowy Fundusz Walutowy doradzał rządowi w Ankarze podwyżkę, co pałac prezydencki kwitował gniewnymi pomrukami. "Nie tylko Turcja, ale wszystkie kraje rozwijające się powinny zignorować kazania MFW" - pisał wówczas na łamach dziennika "Sabah" doradca Erdogana, Cemil Ertem.

Dalej wydarzenia rozwijały się w szybkim tempie: zawirowania personalne, włącznie z wprowadzeniem na stanowisko ministra finansów prezydenckiego zięcia, karuzela na stanowiskach decydentów odpowiedzialnych za gospodarkę, szereg bankructw albo kłopotów wielu rodzimych koncernów (co prezydenta zbytnio nie martwiło, bo wiele z nich wywodzi się jeszcze z czasów, kiedy Turcją rządzili kemaliści, zwolennicy laickości państwa), powtarzające się tyrady prezydenta przeciw wysokim stopom procentowym (gdzieś w tle jest też argument religijny: odsetki i procenty bowiem mogą kojarzyć się z zakazaną w Koranie lichwą), słabnące - a potem dołujące - wyniki gospodarki (co można też uznać za spóźniony efekt próby wojskowego przewrotu w 2016 r. i czystek, jakie po niej nastąpiły). Ba, prezydent wezwał wówczas nawet do bojkotu amerykańskiej elektroniki, czego mało kto posłuchał. No i zawczasu zorganizował wcześniejsze wybory, żeby kryzys nie odbił się na ich wynikach.

– Turcja zatrzymała ohydny atak gospodarczy, przeprowadzony po serii negatywnych oświadczeń ze strony USA, których użyto jako uzasadnienia dla tego ataku – dowodził Erdogan już we wrześniu, gdy spadki wyhamowywały. – Zdecydowanie jesteśmy w recesji – mówił mi jednak turecki ekonomista i politolog Soli Özel. – Jak rozumiem, mamy jeszcze w sierpniu nadwyżkę w handlu zagranicznym, ale jednocześnie odnotowujemy potężny spadek popytu, co jest dla mnie jednoznaczne z wejściem w okres recesyjny, i to powtarzają wszyscy wiarygodni ekonomiści – podkreślał.

Obiegowy dowcip ekonomistów

Dramatyczne spadki zatrzymano, ale recesji już nie. AKP przegrała wybory lokalne w najważniejszych miastach w 2019 r., a kryzys powrócił z podwójną siłą już ostatniej wiosny, gdy znienacka stanowisko stracił Naci Agbal, szef banku centralnego (trzeci w ciągu dwóch lat, za to cieszący się sporym zaufaniem na świecie). Z dnia na dzień lira straciła 15 proc. wartości.

Jesienią efekt spotęgował również kryzys dyplomatyczny (w październiku Turcja wyrzuciła grupę zachodnich ambasadorów) oraz powtórka z rozrywki: bezpośrednie zapewnienia ze strony prezydenta i banku centralnego, że stopy procentowe nie tylko nie zostaną podwyższone, ale wręcz spadną. - To gospodarcza wojna o niepodległość - grzmiał Erdogan.

"Dla ekonomistów turecki prezydent stał się czymś w rodzaju obiegowego dowcipu" - kwitował na łamach izraelskiego "Haaretza" komentator tej gazety, David Rosenberg. - "Wydawało się, że w końcu pogodził się on z tradycyjną ekonomią. Złudzenie krótko trwało". Czterokrotnie w ostatnich miesiącach 2021 r. z biur prezydenta przyszło polecenie obniżenia stóp procentowych. I za każdym razem tylko zaogniało to sytuację. Zgodnie z ogłoszonymi na początku lutego danymi tureckiego urzędu statystycznego za 2021 r., inflacja wyniosła nad Bosforem 48,7 proc. Jeszcze w styczniu br. ceny dóbr konsumenckich wzrosły o 11,1 proc.

- Obecna stabilność liry wynika zarówno z częściowego, krótkoterminowego sukcesu mechanizmów oszczędzania, jak i faktu, że bank centralny prawdopodobnie wspiera lirę - oceniał na łamach "Financial Times" Ibrahim Aksoy, analityk istambulskiego oddziału HSBC. To wsparcie jest więcej niż pewne: bank centralny w tym dziele rekordowo zredukował swoje zasoby obcych walut - do mniej więcej 7,5 mld dol.

2023: rok rozstrzygnięć

Niemal dokładnie 21 lat temu pyskówka podczas narady między ówczesnym szefem rządu a prezydentem - gdzie ten drugi próbował wymusić na pierwszym dymisję kilku ministrów, za którymi wlokły się oskarżenia o korupcję - skończyła się dramatycznym orędziem premiera Bulenta Ecevita do narodu. - Giełda spojrzała na to wszystko i nie spodobało jej się to, co zobaczyła - pisał po latach Chris Morris, ówczesny korespondent BBC w Turcji. - Wystarczyło kilkadziesiąt minut, by notowania się załamały, a Turcja osunęła w najgorszy kryzys finansowy w historii - dodawał.

Giełda straciła do końca dnia kilka miliardów dolarów, przed sklepami ustawiły się długie kolejki, wykupując, co się da. Na ulice wyszli demonstranci, statystyki kradzieży podskoczyły, a pewien kwiaciarz zrzucił ze schodów parlamentu sklepową kasę. Kilkanaście miesięcy później Turcy przy urnach wyborczych wymietli niemalże całą ówczesną klasę polityczną i postawili na młodych, nieopierzonych konserwatystów z AKP. A ci zdali egzamin, co roku dostarczając jakiegoś sukcesu: najpierw rekordowy wzrost gospodarczy, potem zbicie inflacji do jednocyfrowej, potem denominacja liry do poziomu nie widzianego od dekad.


Przeczytaj też:

EBC równie bezradny jak NBP

Jeśli chcieliście, by ten felieton będzie poświęcony straszeniu Was scenariuszem tureckim czy nawet wenezuelskim w Polsce, to możecie w tym miejscu skończyć lekturę. Nie mam bowiem zamiaru zajmować się demagogicznym straszeniem. Moim zadaniem jest informowanie o realnych zagrożeniach związanych z...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę