COVID-19

Apartheid szczepionkowy

Kto by się spodziewał jeszcze dwa lata temu, że ludzkość podzieli się nam według stosunku do szczepień na covid-19. Kiedyś ludzie dzielili się na panów i  niewolników, szlachtę i kmieciów, białych i czarnych, komunistów i kapitalistów etc. A teraz? Na tych z kodem QR i całą resztę drugiej kategorii.

Paweł Łepkowski
Na zdjęciu: John F. Kennedy wręcza dr Dr Frances Kelsey medal President's Award for Distinguished Federal Civilian Service (7 sierpnia 1962 r.) Unknown author, Public domain, via Wikimedia Commons

Tylko czekać jak niezaszczepionym będą kazać chodzić po miastach z kołatkami lub z dzwonkami na szyi. Publiczne toalety, podobnie jak wszystkie pomieszczenia użyteczności publicznej będą miały osobne wejścia oznakowane V (vaccinated) dla zaszczepionych i U (unvaccinated) dla tych gorszych. Litery będą miały podobny kształt, ale staną się nowym symbolem różnic w prawach obywatelskich.

Czy dojdzie do tak skrajnego podziału? Miejmy nadzieję, że nie. Głos rozsądku płynie z Hiszpanii. Andaluzyjski Wyższy Sąd zdecydował, że nie można wymagać od klientów placówek gastronomicznych okazywania certyfikatu covidowego. Sędziowie uznali to za działanie dyskryminujące obywateli.

Nikt nie kwestionuje wielkiego znaczenia szczepionek w zwalczaniu chorób zakaźnych na całym świecie. Koncepcja wprowadzania do organizmu preparatu biologicznego imitującego naturalną infekcję ma już blisko 250 lat od kiedy Edward Jenner opracował wariolizację jako pierwotną formę szczepień przeciw ospie prawdziwej. Współczesna wakcynacja to jedna z najskuteczniejszych i najlepszych form zwalczania chorób zakaźnych na świecie. Nie zmienia to faktu, że szczepienie, podobnie jak każde leczenie jest kwestią świadomego wyboru pacjenta. Zapewnia to artykuł 31 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej w punkcie pierwszym: „Wolność człowieka podlega ochronie prawnej” oraz w puncie drugim: „Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje”.

Czasami jednak powstaje wyjątkowa sytuacja, o której wspomina kolejny punkt artykułu 31 naszej ustawy zasadniczej, że „ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia (…)”.

W określonych sytuacjach, ze względu na ochronę zdrowia całego społeczeństwa przymus szczepionkowy jest uzasadniony. Jednak stosowane preparaty biologiczne imitujące naturalną infekcję przechodzą przez ścisłą, długoletnią, sprawdzoną na licznej populacji kontrolę skutków ubocznych. I nie chodzi o niepożądane objawy poszczepienne, ale o dalekosiężne komplikacje zdrowotne.

Przykładem niefortunnego zastosowania preparatu bez wieloletniej procedury kontrolnej  był Talidomid - rozpowszechniony w latach 50. XX w. przez firmę Chemie Grünethal (RFN) lek przeciwbólowy i uspokajający, zalecany przez lekarzy kobietom w ciąży na poranne mdłości. W 1960 r. firma Chemie Grünethal złożyła wniosek do amerykańskiej Federalnej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) o pozwolenie na obrót tym lekiem w USA. Szczęśliwie sprawą z ramienia agencji zajęła się młoda farmaceutka kanadyjska dr Frances Oldham Kelsey, która nie ufała niemieckiej dokumentacji. Nakazała przeprowadzenie dodatkowych badań, które zajęły kilka miesięcy. W tym czasie zdołała przyjrzeć się przypadkom deformacji noworodków zgłaszanych przez lekarzy pediatrów na całym świecie. Okazało się, że ich przyczyną było zażywanie przez matki Talidomidu w czasie ciąży.

Dr Frances Kesley uratowała od kalectwa tysiące ludzi, za co 7 sierpnia 1962 roku została uhonorowana przez prezydenta Johna F. Kennedy’ego specjalnym medalem President's Award for Distinguished Federal Civilian Service.

Pandemia wymusiła na nas tempo poszukiwań skutecznej szczepionki i leku na covid-19. Niestety na lek na razie nie możemy liczyć mimo obiecujących badań naukowców z Australii. Badania przedkliniczne dopuszczonych do użycia szczepionek są skrajnie krótkie. Jeszcze w grudniu zeszłego roku testowano 162 preparaty przeciw covid-19. Do obrotu dopuszczono tylko siedem, które są uznane za relatywnie bezpieczne. Zakontraktowane przez polski rząd szczepionki to trzy preparaty mRNA i dwa wektorowe. Wszystkie były testowane w ekstremalnie krótkim czasie, jak na standardy dopuszczające tego typu preparaty do obrotu. Szczepionka mRNA Pfizer była testowana w 62 ośrodkach na terenie Niemiec i Stanów Zjednoczonych w okresie od kwietnia do listopada 2020 roku, a więc przez ok. 210 dni na 43,5 tys. osób. A przecież sam okres produkcji przez organizm odpowiedniej ilości przeciwciał klasy IgG trwa przez ponad 90 dni od podania drugiej dawki. Jak więc można było przeprowadzić rzetelną analizę skuteczności immunologicznej tego preparatu w okresie niewiele dłuższym i to na stosunkowo niedużej grupie kontrolnej? W przypadku preparatu Moderny jest jeszcze bardziej niepokojąca sytuacja. W lipcu zeszłego roku amerykański portal rządowy ClinicalTrials.gov,  należący do United States National Library of Medicine poinformował, że preparat tak naprawdę jest nadal w fazie testów, które potrwają do października 2022 roku. Czyżby więc przyjmujący preparat pacjenci byli częścią eksperymentu? Odpowiedź brzmi: tak. Żaden autorytet medyczny, jeżeli jest uczciwy, temu nie zaprzeczy. Czy to nie jest wystarczający powód, żeby każdy z nas miał prawo wyboru czy chce uczestniczyć w takim eksperymencie?

Z opublikowanych analiz wynika, że zakontraktowane przez Polskę preparaty szczepienne przeciw koronawirusowi SARS-CoV-2 wykazują się niezwykłą skutecznością w prewencji ciężkiego przebiegu covid-19. Bez wątpienia jest to najwyższa półka technologii biochemicznej we współczesnej farmakologii. Musimy jednak pamiętać, że nadal trwa faza testowa tych preparatów i tak naprawdę wszyscy, którzy się zaszczepili dobrowolnie biorą w niej udział. Formalnie testy szczepionki wektorowej firmy Astra Zeneca kończą się dopiero w tym miesiącu. Tymczasem miliony ludzi, z autorem tego tekstu włącznie, jest już nią zaszczepione dwoma dawkami. Czy nie spełnia to wszelkich znamion eksperymentu medycznego?

Nie wszyscy chcą w nim brać udział. Stymulowanie systemu immunologicznego, choć jest procesem naturalnym i wpisanym w ewolucję naszego gatunku, niesie pewne ryzyko dla zdrowia, które nazywamy niepożądanym odczynem poszczepiennym o różnym nasileniu. Przypadki zgonów spowodowanych zakrzepami płucnymi i mózgowymi są najbardziej skrajnym przykładem ryzyka, jakie dla niektórych osób może nieść szczepienie.

Statystycznie są one niezwykle rzadkie, ale mimo to są i musimy być ich świadomi.

Opinia publiczna stygmatyzuje osoby, które nie zdecydowały się na przyjęcie szczepionki przeciw SARS CoV-2. Niektórzy lekarze zupełnie błędnie wrzucają ich do jednego worka z antyszczepionkowcami, którzy w znacznej mierze odrzucają wakcynację przede wszystkim ze względu na swój światopogląd religijny. Nasze społeczeństwo podzieliło się na fanatycznych zwolenników i fanatycznych przeciwników szczepień. Tymczasem prawda leży gdzieś pośrodku. Postulowany obowiązek szczepień jest słuszną koncepcją ochrony najsłabszych w społeczeństwie. Rodzi się jednak pytanie, czy ono jest nam teraz potrzebne, na tym etapie? Zaszczepiliśmy aż 77,6 procent (2,2 mln osób) osób powyżej 70 lat, a więc z grupy najwyższego ryzyka. Kto z tej grupy wiekowej jeszcze tego nie zrobił, podjął decyzję na własne ryzyko.

Nie oznacza to, że eksperyment szczepionkowy musimy obowiązkowo rozszerzać na całość populacji w każdym wieku. Tym bardziej, że wskaźniki statystyczne wskazują, że mamy ogromną liczbę ozdrowieńców, którzy przeszli chorobę bezobjawowo i stanowią obecnie zaporę w łańcuchu transmisyjnym tej epidemii. Niektórzy eksperci twierdzą, że osiągniemy odporność stadną kiedy zaszczepimy 70 procent ludności. Ale oznacza to, że przynajmniej połowa z nich to będą ozdrowieńcy z wypracowaną odpornością swoistą.

Zaraz oczywiście pojawia się argument, że te osoby mają po sześciu miesiącach odporność w zaniku, ponieważ liczba przeciwciał IgG radykalnie u nich spada. Eksperci radzą więc tym ludziom się szczepić. Kiedy jednak osoby w pełni zaszczepione dwoma dawkami (a ja do takich należę) mają bardzo niskie miana przeciwciał w klasie IgG, to ci sami eksperci uspokajają, żeby się nie martwić, bo istnieje limfocytowa odporność komórkowa.

U jednych naturalna wakcynacja działa więc pół roku, a u zaszczepionych preparatem znacznie dłużej?

Szczepienie przeciw Sars-CoV-2 powinno być w pełni dobrowolnym procesem. Szczucie ludzi sankcjami, kategoryzowanie na zaszczepionych i obywateli drugiej kategorii, stygmatyzowanie kodami informacyjnymi czy wymyślanie od „głupich antyszczepionkowców” prowadzi w kierunku radykalizacji konfliktu. Eksperci przestali tłumaczyć, tylko z nadętymi minami, w samouwielbieniu, nakazują uznanie swoich racji. Jestem przekonany, że większość „ekspertów” nawołujących do szczepień nie ma bladego pojęcia o składzie i sposobie produkcji rozprowadzanych w Polsce preparatów szczepionkowych.

Kilka lat temu jako kierownik działu nauki „Rzeczpospolitej” spotkałem się z takim fanatycznym atakiem, kiedy poddałem krytyce nadużywanie chemioterapii u chorych onkologicznie. Wspominałem wówczas w artykule o procesach stymulacji systemu odpornościowego w procesie niszczenia komórek nowotworowych. Spotkałem się z histerycznym atakiem i groźbami, że zostanę podany do Rady Etyki Mediów. To był czas, kiedy w USA immunoterapia i medycyna spersonalizowana zaczęły skutecznie wkraczać do onkologii. Kilka lat po moim artykule immunoterapia została nawet nagrodzona Nagrodą Nobla z Medycyny.

Szczepienia są bez wątpienia bardzo potrzebnym etapem w zwalczeniu pandemii covid-19, ale wymagają szczegółowego wytłumaczenia. Widok tych samych ludzi nieustannie okupujących stacje telewizyjne i wyzywających niezdecydowanym od antyszczepionkowców nie przekona ludzi do szczepień. Tym bardziej różne idiotyczne imprezy, loterie, czy bełkot opłaconych gwiazdeczek.

Osoby, które się nie zaszczepiły to w ogromnej większości osoby niezdecydowane, a nie zadeklarowani antyszczepionkowcy. Mają prawo do wyboru i do rzetelnej, naprawdę profesjonalnej odpowiedzi na nurtujące ich pytania. No ale czy to się opłaca? Dobrze zarabiający na reklamach maseczek i preparatów nieznani do niedawna eksperci poczuli smak sławy i popularności. Czasami nie chodzi o to żeby złapać, ale gonić króliczka. (PŁ)



Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę