Pandemia Covid-19, lockdowny, ostatnie wybuchy wulkanu w Hiszpanii i zbliżająca się erupcja na Islandii oraz zapowiedź III wojny światowej przez Mateusza Morawieckiego nasunęły mi na myśl budowę własnego schronu w ogrodzie za domem. Piękne marzenie, tylko niestety niewiele by mi on pomógł w przypadku prawdziwej erupcji superwulkanu, pandemii w stylu marszu czarnej śmierci czy prawdziwej III wojny światowej. Ale są miejsca na świecie, gdzie już są na to przygotowani.
Podobno wielki fizyk Albert Einstein powiedział kiedyś, że nie wie jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie. Pan premier Morawiecki o tym zapewne nie słyszał, bo wówczas nie straszyłby Europy militarnym potencjałem Rzeczpospolitej. Tym bardziej, że biorąc pod uwagę nasz obecny arsenał ma się wrażenie, że Polska ma już tę III wojnę światową za sobą. Bez wątpienia w naszym arsenale mamy bowiem kamienie i kije.
Einstein wierzył, że po atomowym holokauście cywilizacja się zresetuje. Nie do końca miał rację z tą postapokaliptyczną wizją powrotu do świata z epoki kamienia łupanego. Niektórzy nieźle się bowiem przed nią zabezpieczyli.
Naukowcy przewidują wiele scenariuszy globalnej katastrofy, która spowoduje masowe wymieranie życia na naszej planecie. Najbardziej prawdopodobnym jest właśnie wojna nuklearna (chyba to nie o to chodziło naszemu premierowi, grożącemu użyciem polskiej potęgi wojskowej).
Obecnie na świecie znajduje się niemal 10 tys. w pełni uzbrojonych i gotowych do użycia głowic nuklearnych. Same Stany Zjednoczone i Rosja utrzymują ich w gotowości bojowej łącznie 6800. Oblicza się, że potencjalna wojna atomowa trwałaby od pięciu minut do kilku godzin. W ciągu pierwszych minut zginęłoby pół miliarda mieszkańców największych aglomeracji świata. W tydzień od detonacji pierwszej głowicy nuklearnej w wyniku choroby popromiennej, odniesionych ran lub skażenia źródeł wody umarłoby prawie 6 mld ludzi.
Liczby te dowodzą dobitnie, że już miesiąc po atomowej zagładzie ludzkość zakończyłaby swoją historię. Ale czy na pewno? Istnieje szansa, że przy odpowiednio przeprowadzonej akcji ewakuacyjnej nasz gatunek i cywilizacja przetrwają. Temu celowi mają służyć ogromne schrony atomowe budowane w różnych miejscach naszej planety.
Przykładem takiej budowli o charakterze komercyjnym jest wybudowany przez Coby'ego Cullinsa i Roberta Vicino schron o sympatycznej nazwie Vivos Survival Shelter & Resort. Ten niezwykły podziemny bunkier znajduje się w Atchison w amerykańskim stanie Kansas. Konstrukcja jest zbudowana 45 metrów pod ziemią i ma powierzchnię 240 tys. mkw., co odpowiada powierzchni 35 ligowych boisk do piłki nożnej. Bunkier jest w rzeczywistości znakomicie zabezpieczonym gigantycznym podziemnym parkingiem połączonym z pięknym kompleksem hotelowym. Sama powierzchnia parkingowa jest w stanie pomieścić tysiąc samochodów kempingowych, w których może zamieszkać 5000 ludzi. Schron posiada niezależne od czynników zewnętrznych zasilanie energii elektrycznej, regulowaną temperaturę, stałe oświetlenie oraz zabezpieczone przed skażeniem źródło wody pitnej.
Każdy, kto przekracza gigantyczne stalowe włazy tego podziemnego świata spodziewa się ujrzeć ponure, duszne i klaustrofobiczne kazamaty podziemnego schronu. Tymczasem Vivos Survival Shelter & Resort przypomina raczej elegancki hotel. Są tu sale świetlicowe, w których przed ekranem dużego monitora ustawione są dziesiątki kanap i foteli, w pełni wyposażone sale zabaw dla dzieci, olbrzymia biblioteka wraz z pracownią komputerową, a także liczne, bardzo ekskluzywnie wyposażone pokoje hotelowe z dostępem do aneksów kuchennych i łazienek. Ogromne magazyny żywnościowe i chłodnie są w stanie pomieścić żywność wystarczającą dla 5 tysięcy ludzi na minimum 20 lat.
Vivos Survival Shelter & Resort jest największym na świecie schronem prywatnym. Wydaje się jednak niewielki przy konstrukcjach należących do rządu USA, takich jak The Mount Weather Emergency Operations Center – naziemny i podziemny kompleks budynków przeznaczonych na użytek Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego (FEMA). Celem statutowym agencji jest pomoc cywilom w sytuacji różnego rodzaju klęsk lub katastrof humanitarnych.
Naziemny kompleks budynków o specjalnie wzmocnionej konstrukcji zajmuje obszar 1 mln 760 tys. mkw. Z kolei podziemny zespół B stanowi gigantyczny schron o powierzchni 56 tysięcy mkw. Nie jest jednak tajemnicą, że jego rozmiary stale rosną.
Innym miejscem, którego mieszkańcy będą w stanie przeżyć niemal każdy rodzaj katastrofy naturalnej i wojny nuklearnej, to znajdująca się w stanie Kolorado wspólna baza sił powietrznych Stanów Zjednoczonych i Kanady w Górze Cheyenne. Jej budowa trwała od maja 1961 do lutego 1966 r. i pochłonęła astronomiczną na owe czasy kwotę 142 milionów dolarów. Sam bunkier jest stosunkowo „niewielki", ponieważ składa się z korytarzy i pomieszczeń o łącznej powierzchni 20 tys. mkw. Jest on tak skonstruowany, aby wyjść bez szwanku z detonacji 30-megatonowej bomby nuklearnej. Wejścia do kompleksu strzegą niezniszczalne 25-tonowe drzwi oraz specjalne blokady głównych korytarzy wewnętrznych. Pomieszczenia operacyjne dowództwa systemu NORAD, koszary oraz magazyny zajmują powierzchnię 18 tys. mkw.
Równie imponującym obiektem jest kompleks schronów rządu Stanów Zjednoczonych Raven Rock w stanie Pensylwania. Także tutaj góra stanowi naturalną osłonę konstrukcji o powierzchni 65 tys. mkw. Oprócz centrum operacyjnego w zespole pomieszczeń w Raven Rock znajduje się w pełni wyposażony szpital, klinika dentystyczna, poczta, zespół stołówkowy, oddział straży pożarnej, hale sportowe, sklepy oraz mieszcząca ponad 100 osób kaplica.
Amerykańskie schrony i centra operacyjne stworzone na wypadek wojny nuklearnej bądź innej katastrofy o globalnej skali imponują wyposażeniem i przygotowaniem technicznym. Nie dorównują one jednak rozmachowi projektów rosyjskich, z których największym i najbardziej spektakularnym jest tajemniczy kompleks w górze Yamantau na Uralu.
W 2010 roku dziennik „The New York Times" opublikował dane wywiadowcze CIA, z których wynika, że już na początku lat 90. XX wieku, kiedy na Kremlu panował Borys Jelcyn, amerykańskie satelity szpiegowskie zaobserwowały rozpoczęcie budowy o gigantycznych rozmiarach wokół baszkirskiej góry. Amerykanie obliczyli, że w samym tylko 1995 roku przy budowie pracowało ponad 30 tysięcy robotników. Kompleks wokół góry opleciono torami kolejowymi oraz szerokimi drogami asfaltowymi, po których mogą poruszać się konwoje ogromnych ciężarówek i które mogą być wykorzystane jako pasy startowe dla samolotów transportowych.
Kompleks schronów został wykuty wewnątrz góry o wysokości 1640 m n.p.m. zbudowanej głównie ze skał metamorficznych i magmowych, czyli wytrzymałych gnejsów, kwarcytów i łupków krystalicznych.
Przypuszcza się, że budowę rozpoczęto jeszcze w 1986 roku i trwa ona do dziś. Amerykańscy dziennikarze twierdzą, że kompleks zajmuje aż 1000 km kw. i może swobodnie pomieścić ponad 60 tys. osób. Dzięki specjalnemu systemowi filtrowania wody i powietrza miejsce to może być nie tylko centrum dowodzenia Federacji Rosyjskiej, ale także zalążkiem rosyjskiego imperium w epoce postnuklearnej.
Nie sposób tego sobie wyobrazić, ale schron zajmuje powierzchnię niemal dwukrotnie większą niż Warszawa. To miejsce, do którego będzie ewakuowany cały rosyjski rząd, elita kulturowa i intelektualna państwa wraz z rodzinami. Podobnemu celowi co Yamantau ma służyć imponujący plan budowy 5 tys. schronów atomowych dla mieszkańców Moskwy.
Ta sieć bunkrów tworzy prawdziwą podziemną aglomerację posiadającą szpitale, szkoły i stołówki. Bunkry powstają na głębokości 15 metrów pod budynkami mieszkalnymi i są prawdopodobnie połączone siecią specjalnych korytarzy.
Dotychczas Moskwa posiadała 7 tysięcy bunkrów zbudowanych jeszcze przed II wojną światową w latach 30. XX wieku. Szacuje się, że przy sprawnie przeprowadzonej akcji ewakuacyjnej wybuch nuklearny i okres skażenia promieniotwórczego przeżyje ok. 75 proc. populacji stolicy Rosji.
Wiele do myślenia może też dawać rozmach, z jakim Chińczycy szykują się na globalną katastrofę. Siły powietrzne ChRL posiadają 40 podziemnych baz, w których oprócz broni, żywności, leków i wszystkich środków niezbędnych do przetrwania zmagazynowano 1500 samolotów, które zostaną użyte dopiero po opadzie promieniotwórczego pyłu radioaktywnego będącego wynikiem detonacji głowicy nuklearnej.
Schrony chińskiego lotnictwa wojskowego są wykute w zboczach gór lub głęboko pod ziemią na obszarach wyżynno-górskich. Stanowią one jedynie ułamek tego typu konstrukcji, którymi dysponuje Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza. Równie imponujący jest rozmach, z jakim Chińczycy zabezpieczają swoje miasta. Prawdziwe rozmiary podziemnej sieci bunkrów zbudowanych pod Pekinem jeszcze za życia Mao Tse-tunga są tajemnicą. Eksperci szacują, że łączna ich długość wynosi 4 tysiące kilometrów, a całe podziemne miasto odpowiada niemal całej naziemnej powierzchni stolicy Chin. Jest więc niemal 32 razy większe od Warszawy.
To prawdopodobnie największy schron atomowy świata zdolny pomieścić ponad milion ludzi. Do podziemnego Pekinu prowadzi 70 tysięcy dróg dojazdowych z niemal każdej uliczki. Podziemny Pekin nie jest tylko schronem w dosłownym znaczeniu. To prawdziwa aglomeracja z całą konieczną do przeżycia infrastrukturą, posiadającą szkoły, szpitale, magazyny żywności, studnie głębinowe, koleje, magazyny samochodów, pomieszczenia mieszkalne, administracyjne, centrum kryzysowe i centrum sztabu generalnego sił zbrojnych itp.
Chińczycy z dumą nazywają swoją drugą stolicę Podziemnym Wielkim Murem. Obszar ten nie jest też zamkniętą pułapką, ponieważ liczne tunele ewakuacyjne prowadzą na prowincję. Jeden z nich ma długość 100 km prowadzi do najbliższego dużego miasta – Tiencin.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.