Media

TVP i opowiadanie o Lisie Jonaszu

Jonasz siedział w czarnych okularach na skórzanym fotelu, wypełnionym kurzymi piórami. Uszy miał poszarpane, a pożółkłe kły obnażały się gdy mówił, zalatując próchnicą. Lisi ogon zwisał do zimnej posadzki. Tylne łapy wyciągnięte miał na blat przed sobą. Wpatrywała się w niego horda ptasich gał.

Gaja Hajdarowicz
Foto: isfara/pixabay

Głowy potakiwały, wysuwając się do przodu i w tył: „Ko-ko. Ro-ko. Ro-ko-ko”. Nozdrza i dzioby kur wzdrygały się instynktownie na ostry zapach dymu. Ko-ko. Ro-ko-ko. Jonasz zaciągał się papierosem, robiąc dramatyczne przerwy w swoim rozciągniętym monologu. Raz po raz śmiał się z lubością, chełpiąc się zainteresowaniem tłumu- dym wybiegał wtedy spomiędzy jego dziąseł, zostawiając je w podwójnie pożółkłym i obrzydliwym stanie. Nie przeszkadzało mu to jednak; mówił, a kiedy mówił, wszystkie te oczodoły wpatrzone były w niego, potakując po każdym przemówieniu i wznosząc osobliwy aplauz kiedy zapadała cisza. Ro-ko-ko. Ko-ko. Jonasz tworzył swój spektakl. Swój bezkarny, okrutny występ, paląc papierosa za papierosem. Pety były wrzucane do Polskiej Popielnicy, z której wysypywał się już dym, smród i popiół. Popielnica marszczyła się i wykrzywiała na znak udręki. Gruba rysa zaznaczyła jej szklane czoło w płaczliwym grymasie. Nikt tego za bardzo nie dostrzegał; wszystkie oczodoły były wpatrzone w lisa, który śmiał się w najlepsze, ignorując wszystkie znaki jej cierpienia. Smród był nie do zniesienia. Kurze gały zaszły już nawet łzami, ale żadna z nich nie zwracała na to żadnej uwagi, kontynuując tylko swoje ro-ko-ko, ko-ko, ro-ko-ko. Zgnilizna mieszała się z dymem. Popielnica próchnieje przez lata wykorzystywana i udręczana przez kolejnych i kolejnych Jonaszy zasiadających na Czarnym Fotelu władzy. Jej oczy zachodzą złością, coraz więcej ma w sobie nienawiści. Coraz bardziej gnije od kolejnych słów wypowiadanych do kur, na które ślepo potakują, które trafiają jak do niej pety wypalanych papierosów w ich mózgi. Propaganda trwa. Kolejny Jonasz dalej pławi się przed kamerą, wyświetlany w tysiącach małych mieszkań i wiejskich domów. Zmieniały się ich imiona, zmieniał się ich wygląd, czasem to o czym mówili, miewali poglądy lepsze i gorsze, przychodzili z różnych partii, ale spektakl trwał i trwa. Popielnica straciła swoje przejrzyste szkło; zaszło już, zszarzało, niemytym brudem. Po latach stała się ona znerwicowanym kontenerem na brzydkie, niepotrzebne nikomu odpadki. Jej pusty środek był wielokrotnie wypalany i zapychany z powrotem znienawidzonym popiołem. Wszystko dookoła było tylko scenografią w stand-upie kuromówcy. Wszystko było tylko narzędziem wykorzystywanym do jakichś szczytnych celów, o których lis Jonasz dużo mówił, a które pozostawały tylko rozproszonymi w przestrzeni sali, pustymi słowami. Były jakimś dalekim wyobrażeniem darmowych ziaren, których nikt nigdy nie widział. To była trochę taka legenda demokracji, legenda wolności, legenda praw obywatelskich, pomocy społecznej, legenda prawa i sprawiedliwości. Każde ziarnko ładnie opisane, ładnie nazwane, nigdy niepełniane. Kury, wpatrzone w swojego mówcę, były tylko oczodołami i aplauzem. Prochem i głosami w urnach. Piórami i kośćmi używanymi jako ślepo potakujący tłum, mięso na pożarcie, coś do wypchania sobie tego specjalnego Fotela. Były głuchymi słuchaczami, ślepymi widzami, nieopłaconymi statystami w komediowym spektaklu Jonasza. 

 



Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę