Nie żyje Marek Gaszyński

Czesław z Markiem razem w muzycznym niebie

„Sen o Warszawie", „Nie zadzieraj nosa", „Gdzie się podziały tamte prywatki" – to tylko niektóre, choć najgłośniejsze, przeboje Marka Gaszyńskiego. Wybitny tekściarz i radiowiec zmarł 15 stycznia, mając 83 lata. Był wciąż młody. Śmiał się, pisał, planował. Choroba była za głupia. Nie rozumiała tego.

Jacek Cieślak
Mural upamiętniający Marka Gaszyńskiego przy ulicy Smoczej w Warszawie. Foto: Cybularny, CC0, via Wikimedia Commons

Marka Gaszyńskiego znali wszyscy. Z anteny radiowej, z telewizji. Nawet wtedy, gdy nie wiedzieli, że go znają – słyszeli i znali przecież jego piosenki. Każdy choć raz w życiu słyszał „Nie zadzieraj nosa” Czerwonych Gitar – i Marek nie zadzierał, był skromny, zdystansowany do swojej sławy. Każdy choć raz słyszał też „Gdzie się podziały tamte prywatki”. Marek był ich mistrzem, także jako didżej.

Jednak największą sławę zapewnił mu „Sen o Warszawie”, hymniczny przebój Czesława Niemena. Dziś może kojarzy się z Legią – bywa! – jednak Marek napisał swój wiersz do melodii Czesława Niemena, tak by każdy w opiewanym mieście mógł zobaczyć swoje miejsce na ziemi. A napisał to następująco:

„Mam tak samo, jak ty
Miasto moje, a w nim
Najpiękniejszy mój świat
Najpiękniejsze dni
Zostawiłem tam kolorowe sny".

Prawda, że pięknie? Marek jako autor nie wywyższał się, tylko tłumaczył swoje przywiązanie do Warszawy poprzez uczucia znane innym, a praktycznie każdemu – w Krakowie, Gdańsku, małych miastach czy wioskach.

Tłumaczył mi, że chciał być uniwersalny, prywatnie zaś dodawał, że wracając do Warszawy, gdy tylko widział znak drogowy oznajmujący granice stolicy – przeżywał wzruszenie. Napisał o swoim miejscu na ziemi, gdzie żył, przeżywał swoje dzieciństwo, młodość, dojrzałe życie. Gdzie marzył i śnił. A marzenia się spełniały.

Był warszawiakiem, ale z bogatymi europejskimi korzeniami. Jego babcia pochodziła z francuskojęzycznej części Szwajcarii. Spolonizowała się i nauczyła wnuka „Pana Tadeusza” na pamięć. Szwajcaria w czasach jej młodości nie była jeszcze zresztą krezusem Europy. Ślub dał jej majątek w Ukrainie pod Żytomierzem, skąd w czasach rewolucji październikowej miała szczęście się uratować, ponieważ był ludzka dla swoich pracowników, którzy ostrzegli ją, by zabrała męża i córki, bo „jutro będą Polaków riezat”. Jedną z ocalałych córek była mama Marka Gaszyńskiego.

Rodzina znalazła się w Warszawie, gdzie wspomniana już mama ukończyła konserwatorium, nie oburzała się jednak na nowoczesną muzykę w domu, której słuchał Marek, bo znając Griega, Mozarta i Beethovena – wolał Gershwina, Doris Day i Sinatrę. A potem przyszedł big beat i wyjazdy nad polskie morze, gdzie w trójmiejskich klubach oraz hotelikach rozwijał się polski rock and roll, tworzony przez Czesława Niemena i Czerwone Gitary.

Również w przypadku Marka Gaszyńskiego można powiedzieć „do trzech razy sztuka”. „Sen o Warszawie” był przecież trzecią jego piosenką w dorobku. Gdy w 1966 roku Czesław Niemen był w Polsce najpopularniejszy – w nagrodę wyjechał do Francji. W Paryżu zaproponowano mu nagranie płyty z czterema piosenkami. Teksty polskie do trzech piosenek już istniały, o napisanie czwartego Niemen poprosił Marka Gaszyńskiego w rozmowie telefonicznej. Przez słuchawkę podawał muzykę, a Marek miał do niej stworzyć tekst. Okazał się najsłynniejszy spośród wszystkich, a może równie ważny jak wiersze Iwaszkiewicza i Norwida, które śpiewał Niemen.

Kariera Marka rozkwitała, pisał piosenki, stał się ozdobą spotkań, festiwali, ale dla większości z nas był jednym z kilku bohaterów radiowej Trójki. Każdego powszedniego dnia o godzinie 12.05 nadawana była audycja „W tonacji Trójki”, będąca muzycznym świętem. Marek Gaszyński był jednym z, jakbyśmy dziś powiedzieli, kultowych prowadzących, przyjaźniąc się, ale i konkurując z Wojciechem Mannem, Piotrem Kaczkowskim, Witoldem Pogranicznym czy Korneliuszem Pacudą. To oni zdobywali dla nas światowe nowości, a puszczali też klasyków rocka.

Kiedy już poznałem Marka, przypomniałem mu, że moje pokolenie zawdzięcza mu, że jako pierwszy wyemitował w polskim eterze Metallikę. Szczerze? Szczególnie się nie przejął, pewnie dlatego, że przełomowych płyt nadał setki, a miał też do siebie dystans. Śmiał się ze sławy, z życia, jednocześnie potrafiąc się nimi cieszyć.

W jednej sprawie bywał poważny. W sprawie Czesława Niemena. Był koniec października 2022 r., jesienny, deszczowy. Marek zadzwonił, bym odwiedził go w pewnej bardzo ważnej sprawie. Stawiłem się karnie i z przyjemnością. Marek zastanawiał się, co zrobić, żeby zrealizować film o Czesławie Niemenie.

Ustaliliśmy jedno ponad wszelką wątpliwość: klucz do sprawy trzyma Małgorzata Niemen, wdowa po Czesławie, i ich córki.

Marek nie doczekał się startu projektu, ale będzie mu z pewnością kibicował z muzycznego nieba, gdzie chciałby usłyszeć „Sen o Warszawie” z naszych ekranów. Prawda, Marku?


Przeczytaj też:

Naukowiec in the Sky

Na Ziemi pracują miliony naukowców, ale wcale nie jest wielu, którzy naprawdę zasługują na „laurki”. Tym bardziej należy je wypisywać uczonym wartym takiego wyróżnienia.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę