Niemcy

Jak wycenić Zagładę? Część I

W latach 1933–1945 Niemcy wybudowali około 12 tys. obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. Wszystkie były dochodowymi przedsiębiorstwami, przynoszącymi hitlerowskim zbrodniarzom pokaźne zyski.

Paweł Łepkowski
Foto: Krzysztof Pluta | Pixabay

Już 20 marca 1933 r., zaledwie rok po dojściu NSDAP do władzy w Niemczech, reichsführer SS Heinrich Himmler wydał zarządzenie o stworzeniu obozu koncentracyjnego w Dachau. Reżim nazistowski w żaden sposób nie zamierzał ukrywać istnienia tego ponurego miejsca. Wręcz przeciwnie, o obozie rozpisywała się prasa codzienna, a kolorowe magazyny weekendowe publikowały pełne zdjęć reportaże, opisujące „zdyscyplinowane" życie obozowe.

Istnienie Dachau było akceptowane przez dużą część Niemców i stanowiło realizację „rozporządzenia wyjątkowego o ochronie narodu i państwa" z dnia 28 lutego 1933 r. Dachau miał być obozem wzorcowym, gdzie wszelkiej maści „kryminaliści", „dewianci" i „antyniemiecki element wywrotowy" mieli się uczyć podstawowych wartości życia w nowym niemieckim społeczeństwie. Problem zaczynały jednak stanowić tzw. dzikie obozy koncentracyjne, zakładane głównie przez rozwydrzone lokalne bojówki SA. Trafić do nich mógł każdy obywatel niemiecki, i to za byle przewinienie lub donos sąsiada. Tylko w 1933 r. powstało osiem obozów SA założonych na przedmieściach dużych niemieckich miast i cała masa małych obozów na prowincji. Część obozów została założona na użytek policji i przypominała raczej więzienia o zaostrzonym rygorze. Dopiero w 1934 r. pełną kontrolę nad obozem w Dachau przejęło SS, natychmiast wprowadzając swoje skrajnie okrutne metody traktowania więźniów.

Pomysł utworzenia obozów koncentracyjnych oraz żołdackiej służby wartowniczej SS-Totenkopfverbände przypisuje się Theodorowi Eickemu, standartenführerowi i dowódcy 10. pułku SS w Nadrenii-Palatynacie. Eicke był tak okrutny, pewny siebie, kłótliwy i arogancki, że w 1931 r., po puczu przeciw gauleiterowi Nadrenii-Palatynatu Josefowi Bürckelowi, sam Heinrich Himmler, wyraźnie mający dosyć warcholstwa swojego podwładnego, nakazał usunąć go z szeregów SS i zamknąć bezterminowo w szpitalu psychiatrycznym. Ostatecznie jednak reichsführer darował Eickemu niesubordynację i doceniając jego zaangażowanie i determinację, powierzył mu 26 czerwca 1933 r. komendanturę obozu w Dachau. Ten zezwierzęcony sadysta cechował się tak nieskazitelnym oddaniem systemowi i „narodowosocjalistyczną uczciwością", że już w 1934 r. awansował do stopnia gruppenführera i objął stanowisko inspektora obozów koncentracyjnych i dowódcy oddziałów wartowniczych. To on stworzył kopiowany później przez innych hitlerowskich zbrodniarzy schemat działania niemieckich obozów koncentracyjnych i opracował metody systematycznego mordowania więźniów.

W okresie przedwojennym przez niemieckie obozy przeszło około 170 tys. obywateli III Rzeszy. Byli oni traktowani przede wszystkim jako darmowa siła robocza. Po 1940 r. skończyła się „wychowawcza" czy polityczna rola obozów koncentracyjnych prowadzonych przez Schutzstaffel (SS). Odtąd cały wysiłek utrzymywania tych ogromnych kolonii karnych miał służyć głównie celom ekonomicznym. Najlepiej wyraził to w liście do Heinricha Himmlera z 30 kwietnia 1942 r. Oswald Pohl, obergruppenführer SS i generał Waffen SS oraz szef Głównego Urzędu Gospodarczego SS na obszar Berlin Lichterfelde-West: „Chciałbym Panu podkreślić, że trzymanie więźniów w areszcie jedynie z przyczyn bezpieczeństwa, wychowawczych lub zapobiegawczych nie jest już sprawą pierwszorzędną. Ciężar przesunął się w stronę ekonomii. Mobilizacja wszystkich sił więźniów najpierw do zadań wojennych, w tym przede wszystkim do wzrostu zbrojeń, a potem do pokojowych, coraz bardziej wysuwa się na pierwszy plan. Z tego rozpoznania wynikają konieczne przedsięwzięcia, które wymagają sukcesywnego przekształcenia obozów koncentracyjnych z ich wcześniejszej, jednostronnej formy politycznej w organizację odpowiadającą zadaniom gospodarczym".

W ten oto sposób zrodziła się jedyna w swoim rodzaju „ekonomia obozowa", którą można określić jako planowo-rozdzielczą mieszankę ludobójstwa i niewolniczej eksploatacji więźniów, służącą budowaniu przemysłu wspomagającego narodowy wysiłek zbrojeniowy Niemiec.

Naród dobrze poinformowany

 

Decyzje podjęte na konferencji przedstawicieli najważniejszych urzędów gospodarczych i politycznych III Rzeszy, zorganizowanej 20 stycznia 1942 r. w podberlińskiej miejscowości Wansee w domu dla gości Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), miały decydujące znaczenie dla określenia dalszego procesu zagłady Żydów i wszystkich „elementów obcych rasowo", bez ponoszenia przy tym „zbędnych" kosztów.

Kłamstwem jest wmawiana całemu światu po wojnie bajka o tym, że większość Niemców nie miała bladego pojęcia o losie swoich żydowskich sąsiadów deportowanych na wschód. Pierwszą instytucją korzystającą z deportacji obywateli pochodzenia żydowskiego był Naczelny Inspektorat Budowlany, w tym podlegający mu Główny Wydział ds. Przesiedleń. Tylko w Berlinie w okresie od 1 lutego 1939 r. do 15 listopada 1942 r. urząd ten odnotował przejęcie 23 765 żydowskich mieszkań. Z tej liczby na osobisty rozkaz Führera aż 9 tys. lokali rozdano rodzinom inwalidów wojennych, a 2,6 tys. całkowicie wyremontowano i przeznaczono dla wyższych rangą urzędników państwowych i oficerów SS. Nikt nie ukrywał przed nowymi właścicielami, że nieruchomości te zostały ukradzione Żydom. Tego typu „zalegalizowana kradzież" odbywała się w każdym niemieckim i austriackim mieście oraz na obszarach okupowanych.

Zyski z grabieży nieruchomości i majątku ruchomego Żydów są niezwykle trudne do oszacowania. Jednak historycy rozważający ideologiczny sens zagłady Żydów z pominięciem czynnika ekonomicznego błądzą na manowcach historii. Holocaust miał przede wszystkim podtekst rabunkowy. Już sam fakt zaginięcia pod koniec wojny większości dokumentów potwierdzających dokładną liczbę zamordowanych i wartość ich zagrabionego mienia wskazuje, że elita SS wykorzystywała Zagładę do zwyczajnego obłowienia się.

Obersturmbannführer Adolf Eichmann, kierujący Wydziałem IV Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, protokolant osławionej konferencji w Wansee i architekt „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej", wspomniał w sierpniu 1944 r. o 6 mln zamordowanych europejskich Żydów. Z kolei angielski historyk Gerald Fleming na podstawie różnych zachowanych dokumentów ustalił liczbę ofiar na 4 975 477. Nawet wśród badaczy żydowskich istnieją poważne różnice zdań co do liczby zamordowanych. Światowej sławy historyk izraelski i badacz dziejów zagłady narodu żydowskiego, profesor Yehuda Bauer z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, napisał 29 września 1998 r. na łamach „Judische Allgemeine", że w Auschwitz-Birkenau zginęło 1,5 mln Żydów, a nie 4 mln jak podawano wcześniej. Jego badania uzupełnił polski historyk Franciszek Piper, który z kolei określił liczbę wszystkich ofiar tego obozu na 1,1 mln. I chociaż są to liczby przerażające, to różnica 2,5 mln zabitych więźniów musi mieć konsekwencje w ekonomicznym wymiarze Zagłady.

Każda rodzina, która trafiała do obozu, pozostawiała po sobie nie tylko kosztowności, mienie ruchome, oszczędności, ale przede wszystkim zyskujące na wartości nieruchomości. Wszystko wskazuje na to, że Niemcy, zazwyczaj niezwykle skrupulatni we wszelkiego typu księgowości, albo sfałszowali buchalterię obozową, albo zniszczyli rzetelnie przeprowadzone statystyki. Niektóre uratowane dokumenty wskazują raczej na to drugie. Przykładem niezwykle precyzyjnej księgowości jest m.in. raport Odilo Globocnika z 5 stycznia 1944 r., opisujący Akcję Reinhard, podczas której zagrabiono mienie żydowskie o łącznej wartości prawie 179 mln marek.

Nie jest też prawdą twierdzenie, że o Zagładzie wiedziały wyłącznie załogi obozów, a żydowskie majątki zasilały jedynie imperium SS. Albert Speer, minister Rzeszy ds. uzbrojenia i amunicji, który podczas procesu w Norymberdze zasłaniał się całkowitą niewiedzą o eksterminacji Żydów, Cyganów, Polaków oraz przedstawicieli innych narodowości, w rzeczywistości osobiście podpisał rozporządzenie nr GB 26/1-10027g, zezwalające na dostawę materiałów do rozbudowy obozu koncentracyjnego Auschwitz. W liście do reichsführera SS Heinricha Himmlera Speer potwierdził przekazanie na potrzeby rozbudowy KL Auschwitz 1000 ton stali, 1000 ton rur odlewniczych i 100 rur wodociągowych. Speer wspomniał też o wizycie w obozie rzeczoznawców z jego ministerstwa – Descha i Sandera, którzy bardzo pozytywnie wypowiedzieli się o działalności obozu. Warto przy tym podkreślić, że obaj urzędnicy przebywali prawdopodobnie w Auschwitz 17 lipca 1942 r. podczas inspekcji dokonywanej przez reichsführera SS Heinricha Himmlera, a więc w dniu, kiedy reichsführerowi zademonstrowano gazowanie grupy holenderskich Żydów.

Nasuwa się pytanie, dlaczego nie zachowały się precyzyjne zapiski księgowe opisujące od strony ekonomicznej proces zagłady europejskich Żydów. Jak dowiódł niemiecki historyk Werner Maser, nie wiemy nawet, jak wyglądała (i czy na pewno ją prowadzono) dokumentacja dostaw cyklonu B firmy Tesch & Stabenow (Testa) do Auschwitz, chociaż księgowy tej firmy, Alfred Zaun, podczas przesłuchania w Norymberdze oświadczył z pamięci, że w latach 1942–1943 firma ta wysłała do Auschwitz 19 653 kg tej śmiercionośnej substancji. A przecież jak dowiódł dziennikarz Edwin Black w głośnej książce „IBM i Holocaust", od 1933 r. Niemcy bardzo precyzyjnie prowadzili statystyki i księgowość obozów koncentracyjnych, do czego służyły im m.in. amerykańskie maszyny tabulacyjne i specjalny system obliczeniowy (dzisiaj nazwalibyśmy to programem) stworzony przez IBM.

Niejasności dotyczące liczby zamordowanych, faktycznej liczby Niemców wtajemniczonych w plany tak wielkiej zbrodni oraz nieznane koszty samego ludobójstwa nie powinny być traktowane jako argument dla środowisk negujących Zagładę. Jest to raczej dowód na tezę o czysto rabunkowym charakterze Holocaustu. Przesłanki ideologiczne, skonstruowane wokół wypowiedzi samego Adolfa Hitlera i głównego ideologa narodowego socjalizmu Alfreda Rosenberga, były jedynie zasłoną dymną dla zwyczajnej kradzieży, która miała przynieść jej pomysłodawcom i wykonawcom niewyobrażalne bogactwo.


Przeczytaj też:

Niemieckie odszkodowania wojenne dla Polski to nie kwestia polityczna, ale moralna

Trzy lata temu napisałem do „Rzeczpospolitej" felieton o konieczności ubiegania się przez polski rząd o odszkodowania wojenne od Niemiec. Miałem wówczas nadzieję, że ten problem jest na tyle ważny z punktu widzenia polskiego interesu narodowego oraz elementarnej sprawiedliwości dziejowej, że nikt...

Niemiecki parasol dla przestępców

Czy Niemcy zostali należycie ukarani za swoje zbrodnie w czasie II wojny światowej? Nie, ponieważ nie płacą odszkodowań wojennych, mimo że z formalnego punktu widzenia procesy norymberskie potwierdziły, iż Niemcy – łamiąc prawo międzynarodowe – napadły na Polskę, Holandię, Belgię, Danię, Norwegię...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę