Zdrowie

Gdzie podziały się plemniki?

Czy do masowego wymierania ludzi jest potrzebna katastrofa naturalna, globalna wojna lub pandemia? Niekoniecznie. Niektórzy naukowcy uważają, że nasz gatunek wymrze w wyniku wiele mniej spektakularnego powodu.

Paweł Łepkowski
Foto: blackboard/Adobe stock

Naukowcy skandynawscy nazwali ten proces „spermageddonem”. W artykule opublikowanym w czasopiśmie BMJ w 1992 roku, naukowcy skandynawscy opublikowali badania, z których wynikało, że średnia liczba plemników produkowanych w organizmach mężczyzn zmalała o prawie 50 procent w ciągu ostatnich 50 lat. Autorzy artykułu spekulowali, że zwiększenie ekspozycji na „związki o działaniu podobnym do estrogenu” może być odpowiedzialne za spadek liczby żywotnych plemników. W swojej książce z 1996 r. pt „Our Stolen Future: Are We Threatening Our Fertility, Intelligence and Survival — A Scientific Detective Story”, zoolog Theo Colborn i jej koledzy przekonywali, że wszechobecne syntetyczne substancje chemiczne zwane „substancjami zaburzającymi gospodarkę hormonalną” ponoszą odpowiedzialność za zmiany środowiskowe i nasze zdrowie. Jednym z przejawów tych zmian jest rzekomy spadek problemy, w tym spadająca liczba plemników.
Badania wykorzystali oczywiście aktywiści Greenpeace, którzy szybko rozpoczęli kampanię reklamową z hasłem: „Nie jesteś w połowie takim człowiekiem, jakim był twój ojciec”.

W 1997 roku Shanna Swan i jej współpracownicy, epidemiolodzy Departamentu Służby Zdrowia w Kalifornii, opublikowali badanie w Environmental Health Perspectives, w którym przedstawili spadek liczby plemników u mężczyzn w USA i w Europie. „Wśród niekorzystnych dla zdrowia skutków wszechobecnych substancji chemicznych zaburzających gospodarkę hormonalną w środowisku naturalnym”, zauważyli, „szczególnie niepokojące są zaburzenia rozrodu u mężczyzn, a szczególnie pogorszenie jakości nasienia”.
Badania na wyselekcjonowanej grupie mężczyzn z Ameryki północnej, Europy, Australii i Nowej Zelandii wykazały spadek SC (stężenia plemników) i TSC (całkowitej liczby plemników) w latach 1973-2011 o 50-60% Hasło Greenpeace powinno być zatem przerobione na: „Dzisiejszy mężczyzna ma tylko połowę liczby plemników, które miał jego dziadek”.

Czy zatem mamy powód do zmartwień? Nie do końca, ponieważ badania dr swan budzą poważne kontrowersje.
Analiza Human Fertility przeprowadzona przez interdyscyplinarny zespół kierowany przez historyczkę nauki z Harvardu, Sarah Richardson, wykazała, że badania dr Swan i jej współpracowników z 2017 roku wykazują poważne braki metodologiczne. Jej twierdzenia o spadku liczby ludzkich plemników i rosnących wskaźnikach niepłodności są co najmniej przesadzone, jeśli w ogóle nie całkowicie błędne.
Nie po raz pierwszy obalane są hipotezy dr Swan na temat otaczającej nas chemii. Jej opinia , że ekspozycja na niewielkie nawet ilości syntetycznych, zaburzających gospodarkę hormonalną substancji chemicznych znajdujących się w tworzywach sztucznych, elektronice, opakowaniach żywności, pestycydach, produktach higieny osobistej i kosmetykach powoduje powszechne problemy zdrowotne, nie ma potwierdzenia w żadnych poważnych badaniach.
W 2020 roku grupa europejskich toksykologów zwróciła uwagę w artykule opublikowanym w magazynie naukowym Archives of Toxicology, że wpływ S-EDC , czyli syntetycznych substancji chemicznych zaburzających gospodarkę hormonalną jest znacznie niższy niż N-EDC, czyli naturalnych substancji chemicznych zaburzających gospodarkę hormonalną oraz hormony endogenne. Naukowcy doszli do wniosku, że przy niskich ekspozycjach u ludzi, które zostały wykazane we wszystkich rozsądnie przeprowadzonych badaniach, S-EDC nie mają praktycznie żadnej szansy na fizjologiczne konkurowanie z naturalnymi hormonami w wiązaniu się z wolnymi receptorami. EDC są zerowe lub co najmniej znikome, a to znaczy, że śladowa ekspozycja na substancje chemiczne, które niepokoją dr Swan i wielu z nas, nie może być odpowiedzialna za rzekome spadki liczby plemników.
Dlaczego zatem obserwujemy spadek liczebności plemników u mężczyzn? Wspomniani naukowcy uważają, że liczba plemników zmienia się naturalnie w czasie i w obrębie populacji. „Liczba plemników waha się w szerokim zakresie, z których większość można uznać za niepatologiczną i typową dla gatunku” - czytamy w artykule opublikowanym przez zespół dr sary Richardson. Czy grozi nam zatem depopulacja spowodowana otaczającymi nas substancjami chemicznymi? Strach ma wielkie oczy. Spermagedon może spokojnie trafić do archiwum fałszywych kataklizmów.


Przeczytaj też:

Niebezpieczne związki doktora Fauciego

Doktor Anthony Fauci, to ekspert „niezatapialny”. Kieruje on amerykańskim Narodowym Instytutem Alergii i Chorób Zakaźnych (NIAID) od 1984 r. Doradzał siedmiu prezydentom, a w zeszłym roku pojawiały się pomysły, by przyznać mu Nagrodę Nobla.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę