3500 lat temu w krajach basenu Morza Śródziemnego narodziła się prewencja epidemiologiczna i zdrowa dieta. Z wielu tych starożytnych doświadczeń korzystamy do dziś. Niektóre dopiero odkrywamy i jesteśmy zdumieni ich trafnością.
W starożytnym Egipcie zawód lekarza nieodłącznie był przypisany kaście kapłańskiej. Kształceni w przyświątynnych szkołach medycy za swych patronów uważali dwie boginie: wyglądającą jak skorpion Selkis i Neit, której lokalny kult narodził się w mieście Sais. Najstarszym znanym nam lekarzem egipskim był słynny Imhotep – architekt i wezyr faraona Dżesera. Był on konstruktorem tzw. piramidy schodkowej w Sakkarze (2630–2611 r. p.n.e.). Zasłynął też ze swojej reformy kalendarza. Jak bardzo ceniono jego wiedzę, świadczy fakt, że po śmierci Imhotep został podniesiony do rangi bóstwa, choć znaleziska archeologiczne wskazują, że już za życia otaczał go niemal boski kult. Dzisiaj nazwalibyśmy go pierwszym naukowcem doświadczalnym. Prowadził obserwacje anatomiczne i opisywał choroby. Wiemy o tym dzięki tzw. Papirusowi Edwina Smitha.
W 1862 r. amerykański egiptolog Edwin Smith kupił w Luksorze starożytny papirus napisany pismem hieratycznym z tzw. drugiego okresu przejściowego między 2500–3000 r. p.n.e. Był to traktat skierowany głównie do chirurgów wojskowych. Opisywał urazy, jakich może doznać ciało ludzkie podczas walki, głównie złamania kości, zwichnięcia, a nawet związki przyczynowo-skutkowe, jakie mogą zachodzić pomiędzy uszkodzeniami mózgu lub rdzenia kręgowego a zaburzeniami innych narządów. Co ciekawe, opis urazów i sposobów ich leczenia był bardzo racjonalny i niemal pozbawiony odwołań do magii czy religii. Można zatem uznać, że jest to pierwszy w historii podręcznik dla chirurgów.
Zimą na przełomie lat 1873 i 1874 w Luksorze niemiecki archeolog Georg Ebers kupił od arabskiego handlarza zwój starożytnego papirusu, który zgodnie z oświadczeniem handlarza miał być w 1862 r. wyjęty spomiędzy nóg pewnej mumii pochowanej w Tebach. Niemiecki uczony przewiózł swoje znalezisko do Niemiec. Napisany pismem hieratycznym, liczący aż 20,23 m długości zwój był podzielony na 108 rozdziałów. Ku zdumieniu egiptologa okazał się jednym z najstarszych podręczników medycznych świata. To staroegipskie kompendium wiedzy o chorobach wewnętrznych, chirurgii, a także „encyklopedia" minerałów i roślin leczniczych. Czas powstania papirusu naukowcy szacowali na ok. 1550 r. p.n.e.
Nie wszyscy Egipcjanie mogli sobie pozwolić na wizytę u lekarza. Był to przywilej faraonów i elity państwa. Zwykli Egipcjanie leczyli się domowymi sposobami. W domowych „aptekach" najczęściej używano kapusty, aloesu, miodu z mlekiem, ziarna kolendry, cebuli, nasion kminku, kozieradki pospolitej, czosnku, oleju rycynowego, wina, kopru, sezamu, owoców tamaryndowca, kwiatów hibiskusa. Nieobce były Egipcjanom masaże lecznicze oraz aromatoterapia. Mimo że wiedza medyczna była nauczana w szkołach przyświątynnych, Egipcjanie racjonalnie oddzielali proces leczenia od rytuałów religijnych.
Zupełnie inaczej podchodzili do tego Sumerowie. Wszystkie zabiegi chirurgiczne wykonywane w Mezopotamii miały w sobie elementy rytuału religijnego. Wykonywane były za pomocą narzędzi z brązu. Podobnie jak dzisiaj, tak i w tamtych czasach zawód chirurga był obciążony dużą odpowiedzialnością. Sumerowie podchodzili do tego z ogromną powagą. Zgodnie z kodeksem Hammurabiego z XVIII w. p.n.e. za udany zabieg lekarz miał otrzymywać zapłatę w wysokości 10 sykli srebra. Jednak w przypadku nieudanej operacji i śmierci pacjenta chirurg mógł zostać ukarany obcięciem rąk.
Żyjemy w przekonaniu, że dietetyka jest nauką powstałą w drugiej połowie XX wieku. Nic bardziej mylnego. Ścisłe reguły żywieniowe obowiązywały w czasach, kiedy tworzyła się nasza cywilizacja. Wystarczy przyjrzeć się rygorom żywieniowym nakazanym w Biblii. Prawo mojżeszowe, które prawdopodobnie zaczęło się kształtować w XIII w. p.n.e., podaje szereg instrukcji dotyczących przestrzegania higieny i zasad zdrowego odżywiania. Biblia zaleca unikanie pewnych potraw uważanych za nieczyste, ostrzega przed nadużywaniem alkoholu, a nawet zwraca uwagę na konieczność budowania kanalizacji miejskich. Trafność tych zaleceń zdumiewa współczesnych naukowców. Dotyczy to m.in. koszerności, czyli higieny spożywania posiłków, czy zakazów jedzeniowych, jak np. niejedzenia mięsa „nieczystych" zwierząt: świń, gryzoni czy kotów. Księga Kapłańska zabraniała spożywania mięsa zwierząt padlinożernych jako potencjalnego nośnika chorobotwórczych bakterii i wirusów. Oczywiście w czasach Mojżesza nic nie wiedziano o bakteriach czy wirusach. Mojżesz nie mógł też wiedzieć, że wysoka zawartość tłuszczu w diecie m.in. podwyższa ryzyko zawału, udaru, raka piersi, jelita grubego, prowadzi też do otyłości, a tym samym do rozwoju innych chorób. Mimo to Biblia niezwykle trafnie nakazywała umiar w spożyciu mięsa, a zalecała jedzenie warzyw i owoców jako darów ziemi, które zawsze są dopuszczalne.
Także cywilizacja helleńska, która zaczęła rozwijać się od ok. 700 r. p.n.e i trwała do około 600 r. n.e., zwracała uwagę na zdrowotny charakter diety. Grecy traktowali wiedzę o ludzkim ciele jako drogę do poznania rzeczywistości. Starożytni greccy lekarze starali się znaleźć powiązanie między chorobami a wolą bogów. Medycynie patronował bóg Asklepios (Eskulap) i jego dwie córki Higeia (Higiena) i Panacea. Ich siedzibą była świątynia Asklepiejon w Epidauros na Peloponezie. Nieodłącznym atrybutem tego boga był wąż, który obecnie jest symbolem farmaceutyki.
Około 300 r. p.n.e. obok świątyni Asklepiosa został zbudowany przez Polikleta Młodszego grecki teatr z perfekcyjną akustyką. Dźwięki były idealnie słyszane w każdym miejscu na widowni. Greccy medycy rekomendowali muzykę i teatr jako niezawodną terapię zwalczającą psychiczne i fizyczne dolegliwości. Uważali, że płynąca przemiennie muzyka fletu i harfy doskonale wpływa na smak, przypadłości trawienne, a przede wszystkim ukojenie nerwów i emocji. Obserwacja rozgrywającej się na scenie tragedii była zalecana jako seans psychoterapeutyczny wyjaśniający chorym ich własne dolegliwości i wywoływała u nich odreagowanie własnych nieszczęść. Niektórzy lekarze greccy zalecali swoim pacjentom, aby spali w świątyni. Tam miały nawiedzać ich dwie córki Asklepiosa: Higiena i Panacea, które przechadzały się wokół chorych ze świętymi wężami dokonującymi uleczenia.
W czasach Hipokratesa z Kos (ok. 460–377 r. p.n.e.), nazwanego „ojcem medycyny", rozwinęła się i ugruntowała teoria o czterech humorach mających decydujący wpływ na zdrowie człowieka. Były to cztery płyny: krew, żółta żółć, czarna żółć i flegma. Miały one wpływać na stany emocjonalne człowieka i dopóki były w stanie równowagi, dopóty organizm był zdrowy. Zachwianie równowagi oznaczało wejście w stan choroby. Do lekarza należało zatem przywrócenie zaburzonych proporcji. Hipokratesowi przypisuje się także twierdzenie, że „Lekarz nieznający astrologii nie ma prawa nazywać siebie lekarzem". Mimo skłonności do mistycyzmu „ojciec medycyny" reprezentował także bardzo trzeźwe podejście do diagnozowania rozmaitych przypadłości, w tym także psychicznych. „Rozhisteryzowanym dziewczętom" zalecał małżeństwo, twierdząc, że może je uleczyć tylko ciąża. Do najsłynniejszych poglądów greckiego lekarza należy znana każdemu nowożytnemu lekarzowi treść przysięgi, w której znajdujemy zlatynizowany później przez Rzymian nakaz „primum non nocere", czyli „po pierwsze nie szkodzić". Niektórzy naukowcy są zdania, że autorem niektórych z tych zasad wcale nie był Hipokrates, ale wspomniany wcześniej Imhotep.
I tak jak Grecy podziwiali wiedzę Egipcjan, tak medycyna rzymska ma swe korzenie w starożytnej Grecji. Empiryczne obserwacje pozwalały starożytnym Rzymianom wysnuwać całkiem rozsądne i racjonalne wnioski odnośnie do związków chorób ze środowiskiem, w jakich się rozwijały. To oni doszli do wniosku, że zarazy przenosi morowe, czyli zanieczyszczone, powietrze, brudna woda, wyziewy bagienne, ścieki, gruzy i brak higieny osobistej. W starożytnym Rzymie powstał nawet zawód tonsora, a więc specjalisty od strzyżenia i zabiegów kosmetycznych. Był to nie tylko fryzjer i kosmetyczka w jednym, ale też pierwszy starożytny higienista. Jednak ambicje tonsorów sięgały dalej. Równie często oferowali swoje usługi przy usuwaniu zębów lub upuszczaniu krwi. Tę drogą czynność traktowali zresztą jako remedium na wiele chorób.
Rzymscy lekarze nie mylili się w jednym: brud, brak higieny osobistej i kanalizacji sprzyjał łańcuchowej reakcji w przenoszeniu się patogenów, co nieuchronnie prowadziło do epidemii. Przykładem wszystkich tych czynników razem wziętych był najtragiczniejszy w historii Europy pochód „czarnej śmierci" w latach 1347–1352. Epidemia zabiła od 25 do 33 proc. populacji ówczesnej Europy. Przez miasta, w których tysiące zmarłych były wrzucane do wspólnych grobów, ciągnęły makabryczne procesje samobiczujących się flagellantów, którzy wierzyli, że zadawanie sobie bólu zatrzyma śmiercionośną epidemię.
Średniowieczni lekarze wierzyli w rzymską teorię miazmatów. Dlatego w czasie zarazy nosili maski w kształcie dziobu kruka, które miały ich chronić przed morowym powietrzem. Dopiero około 1854 r. podczas epidemii cholery w londyńskim Soho wybitny brytyjski lekarz John Snow (1813–1858), uznawany dziś za prekursora epidemiologii, ostatecznie udowodnił, że przyczyną epidemii wcale nie było morowe powietrze, ale bardzo zła jakość wody pobieranej z zanieczyszczonego odcinka Tamizy.
Średniowieczni lekarze w upiornych maskach nazywani byli Eskulapami, ponieważ podążali drogą wytyczoną setki lat wcześniej przez Hipokratesa i Galena. Leczyli głównie ziołami palonymi w kadzidłach, ale wśród leków, jakie stosowali, były też magiczne kamienie i zaklęcia mające wygnać złego ducha, który powodował choroby ich pacjentów. Zgodnie z zaleceniami starożytnych badali mocz chorych, do których przychodzili ze specjalnymi tablicami, na których mieli namalowane różne kolory moczu i instrukcje, co on oznacza. Wąchając, a niekiedy smakując mocz swoich pacjentów, określali chorobę, stopień odwodnienia itd. O dziwo, dawało to pewne racjonalne wyniki jedynie przy zdiagnozowaniu cukrzycy. Problem jednak w tym, że nie znali takiej jednostki chorobowej i nie wiedzieli, jak ją leczyć. Dopiero od 1674 r. lekarze z Oksfordu zarzucili zwyczaj próbowania moczu pacjentów, ponieważ zaobserwowali, że może to powodować choroby u lekarzy.
Starożytna definicja krwi jako jednego z czterech humorów obowiązywała w medycynie od czasów Hipokratesa i Galena z Pergamonu (ok. 130–200) aż do XVI wieku. Uważano, że krew jest produkowana w wątrobie i gromadzi najrozmaitsze chorobotwórcze substancje. Dlatego zgodnie z zaleceniami starożytnych mistrzów należało ją upuszczać jak najczęściej. Ta „terapia" miała oczywiście fatalne następstwa dla pacjentów, których osłabione chorobą organizmy były często „dobijane" upustem życiodajnej krwi. Już w 1628 r. znany biolog i lekarz angielski, prof. William Harvey (1578–1657), skupiający swoje badania na ludzkim sercu, udowodnił, że flebotomia jest nieskuteczna, jednak dopiero w II połowie XIX wieku francuski lekarz epidemiolog Pierre Louis (1787–1872) całkowicie zdyskredytował flebotomię jako pozbawioną sensu metodę leczenia. Zabieg ten był ostatnią pozostałością po medycynie antycznej.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.