Ustawa o przemocy domowej

O metr bliżej do sprawiedli­wości

Do opiniowania trafi wkrótce wartościowy projekt Ministerstwa Sprawiedliwości zawierający nowe rozwiązania dla ofiar przemocy domowej.

Zofia Brzezińska
Foto: Romolo Tavani/Adobe stock

Każdy wrażliwy, posiadający szczyptę wyobraźni człowiek zdaje sobie sprawę, jak trudno jest przerwać zaklęty krąg przemocy domowej. Oczywistością jest to zwłaszcza dla tych, którzy sami doświadczyli tego rodzaju traumatycznych zdarzeń w swoim życiu. I to zapewne ich właśnie szczególnie usatysfakcjonują nowe propozycje rządowe.

Do tej pory pokrzywdzeni (statystycznie najczęściej są to kobiety i dzieci, czyli istoty z samej swojej natury zazwyczaj słabsze fizycznie) musiały znosić towarzystwo swojego oprawcy do czasu, aż otrzymał on prawomocny wyrok sądowy nakładający na niego zakaz zbliżania się do swoich ofiar. Realia polskich sądów w postaci nierzadko ciągnących się miesiącami, a nawet latami rozpraw mimowolnie skazywały pokrzywdzonych na dłuższy czas znoszenia fizycznych i psychicznych tortur, jakich dostarczało im życie z przemocowcem pod jednym dachem. Chcąc ukrócić takie patowe sytuacje, wnioskodawca postanowił wyposażyć w kompetencje, które dotychczas przysługiwały jedynie sądowi, policję i żandarmerię wojskową. Policjant, jeśli tylko uzna taki krok za uzasadniony, będzie mógł nie tylko nakazać sprawcy przemocy domowej natychmiastowe opuszczenie mieszkania, ale także zakazać mu zbliżania się i kontaktowania z osobami, które krzywdził. Dopuszczalne będzie też zakazanie wchodzenia do szkoły czy miejsca pracy, w których one przebywają. Na organach władzy nie będzie ciążył obowiązek znalezienia delikwentowi lokalu zastępczego. Sprawcy przysługiwać będzie co prawda prawo do złożenia zażalenia na taką decyzję – ale już do sądu rodzinnego, który będzie mógł ją uchylić. Bez rzeczonej interwencji sądu, sprawcy nie wolno będzie  zbliżyć się do ofiary nawet na jeden metr.

Nowe zakazy będą stosowane tymczasowo (na okres 14 dni), ale osoba doznająca przemocy będzie mogła wystąpić do sądu o wydłużenie tego okresu. Sąd, zgodnie z projektem, powinien rozstrzygnąć kwestię w ciągu 30 dni. W przypadku przedłużania okresu obowiązywania zakazów, wymiar sprawiedliwości określi zasady kontaktowania się sprawcy ze wspólnymi dziećmi (jeżeli np. zabroniono mu jedynie widywać żonę czy partnerkę) czy szczegóły dotyczące zakazu jego wstępu do określonych miejsc.

Sceptycy alarmują, że związane z nowymi przepisami kolejne obowiązki dla sądów rodzinnych doprowadzą do jeszcze większego ich przeciążenia. Wątpliwości budzi zwłaszcza konieczność angażowania sądów rodzinnych w przypadkach, gdy w sprawie nie ma dzieci, a meritum ogranicza się do sfery konfliktów między dorosłymi. Trudno lekceważyć ten argument, biorąc pod uwagę problemy kadrowe, z jakimi borykają się obecnie wydziały rodzinne.    Trudna, obciążająca emocjonalnie tematyka oraz świadomość olbrzymiej odpowiedzialności za najbardziej intymne, cudze życie osobiste sprawiają, że adepci sztuki prawniczej chętniej wybierają konkurencyjne wydziały. Dlatego groźba odsunięcia z pierwszego planu najbardziej priorytetowych dla ustawodawcy spraw opiekuńczych na rzecz „przepychanek” między skłóconymi partnerami ma charakter realny.

Czy jednak z takiego względu można rezygnować z perspektywy zapewnienia ofierze przemocy domowej natychmiastowego bezpieczeństwa poprzez fizyczne wyeliminowanie z jej otoczenia źródła problemu? Takie działanie byłoby zbyt pochopne, nawet jeśli nowe przepisy mogłyby być okazjonalnie wykorzystywane przez nieuczciwych obywateli. Nikt nie może przecież z całą pewnością założyć, iż nie wykreują one swoistego pola do nadużyć. Jeśli bowiem przedmiotowa decyzja będzie spoczywać w ręku policjanta, łatwej będzie osobie chcącej z różnych względów „pozbyć się” współlokatora przekonać stróża prawa do swojej rzekomej krzywdy. Policjant, w przeciwieństwie do wyszkolonego i doświadczonego w temacie składu sędziowskiego, nie będzie dysponował obszernym materiałem dowodowym, a jedynie wersją zdarzeń, podaną mu przez osobę proszącą o interwencję. Jeżeli jednak na kilkanaście nieuzasadnionych i przedwczesnych interwencji policji zdarzy się chociaż jedna, która uratuje ludzkie życie lub zdrowie, to warto podjąć takie ryzyko. Dobrym pomysłem mogłoby być zresztą wprowadzenie dla policjantów dodatkowych szkoleń, dotyczących przedmiotowej materii.

Warto mieć na uwadze, że równoległe trwają także prace w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej nad nowelizacją ustawy antyprzemocowej. Eksperci planują zmienić samą definicję przemocy  - z "przemocy w rodzinie" na "przemoc domową". Celem tego manewru ma być objęcie tym pojęciem też sprawców, którzy nie mieszkają z osobami pokrzywdzonymi, a są np. byłymi partnerami. Dodatkowo, w katalogu rodzajów przemocy zostanie  uwzględniona również przemoc ekonomiczna, obok już wyszczególnionej fizycznej, psychicznej i seksualnej.

Nie jest przypadkiem, że debata nad wymienionymi zagadnieniami toczy się równolegle. Są one bowiem ze sobą tak ściśle powiązane, że często bez właściwego zrozumienia jednego z nich – choćby właśnie istoty przemocy – nie można podjąć dalszych kroków koniecznych do wydania oceny, czy ktoś się tej przemocy dopuścił czy też nie, i jak należałoby go odpowiednio ukarać. Nie każdy bowiem rodzaj przemocy pozostawia ewidentne i niepodważalne poszlaki w postaci blizn, siniaków czy śladów DNA. Bardziej subtelne i trudne do wykrycia, ale również okrutne i szkodliwe formy przemocy, jakimi są chociażby właśnie przemoc psychiczna czy ekonomiczna, często są niezmiernie trudne do udowodnienia. Błąd może tu wiele kosztować – osoba, wobec której zostanie orzeczony środek w postaci eksmisji lub zakazu kontaktów, na zawsze pozostanie w swoim środowisku napiętnowana, bez względu na stopień swojej rzeczywistej winy. Niewykluczone, że osoba „niewinnie” ukarana mogłaby ubiegać się o ewentualne zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych.

Jedna rzecz jest pewna. Bez względu na to, czy opisane nowelizacje wejdą w życie czy nie, rzeczywistość wielu polskich rodzin nie zmieni się, dopóki gruntownej transformacji nie ulegną wzorce myślenia i postępowania ofiar. Nie raz przecież zdarzało się, że sprawca usunięty z domu sądowym orzeczeniem, dosłownie w kilka godzin po rozprawie był znów do niego wpuszczany przez ofiarę, u której wzbudził litość psychologicznymi sztuczkami opartymi na kłamstwach, czczych obietnicach poprawy oraz wzbudzaniu poczucia winy. Dlatego kluczową sprawą wydaje się konstruktywne wykorzystanie tych 14 dni, jakie nowe przepisy oferują ofiarom na podjęcie dalszych działań. Powinny one bezwzględnie być spożytkowane na otoczenie jej opieką i wsparciem psychologicznym, tak aby miała ona szansę rozpocząć żmudną, terapeutyczną drogę do wyrwania się z toksycznej relacji i szkodliwych schematów. Oczywiście nie łudźmy się, że taka kolosalna zmiana nastąpi w ciągu dwóch tygodni. Owocne przepracowanie tak trudnych doświadczeń, jak bycie ofiarą przemocy ze strony najbliższej osoby, często zajmuje lata. Każda jednak, nawet najdalsza i najdłuższa podróż, zaczyna się od pierwszego kroku.


Przeczytaj też:

Klient nasz pan… na sali rozpraw?

Klient nasz pan – zasadę tę z żelazną konsekwencją przestrzegają wszystkie szczycące się wysoką renomą firmy,  codziennie walczące o klienta ze stale rozrastającą się na wolnym rynku konkurencją. Czy słynna fraza zagości także na stałe w praktykach stosowanych na salach rozpraw?

Walka z narkoty­kową hydrą trwa

Projekt nowelizacji rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie wykazu substancji psychoaktywnych, środków psychotropowych i nowych substancji psychoaktywnych trafił do konsultacji publicznych.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę